„Wspaniałe Stulecie” toczyło się nie tylko w Stambule (wówczas Konstantynopolu). Oprócz wypraw wojennych sułtan podróżował i wysyłał swoich synów do prowincji, którymi mieli zarządzać. Ten wpis poświęcony jest miejscowościom, których nazwy przewijają się w serialu.
Edirne
Edirne leży na zachodnim krańcu Turcji, w pobliżu granic z Grecją i Bułgarią. Historia miasta sięga czasów rzymskich. Było stolicą Imperium Osmańskiego przed Konstantynopolem. Sułtan Suleyman często podróżował do Edirne, tam dorastał jego syn Mustafa, urodził się Cihangir i tam została na pewien czas wygnana sułtanka Hürrem.
Z czasów Sulejmana zachowały się m.in. ruiny pałacu, zbudowany przez Sulejmana Pawilon Sprawiedliwości i kamienny most Kanuni, łączący ogród pałacowy z miastem.
Diyarbakır
W czasach osmańskich to miasto, położone na południowym wschodzie kraju, było ważnym ośrodkiem wojskowym sprawującym kontrolę nad granicą turecko-perską, jak również centrum produkcji szkła i wyrobów z metalu.
W serialu „Wspaniałe Stulecie” do rządzenia prowincją Diyarbakır sułtan wysłał Rüstema Paşę, późniejszego wielkiego wezyra i męża sułtanki Mihrimah.
Konya
Leżąca w południowej części kraju Konya jest miastem często odwiedzanym przez turystów podróżujących do Kapadocji. Z czasów Sulejmana pochodzi meczet księcia Selima, zaprojektowany przez architekta Sinana. Stoi obok najbardziej znanego budynku miasta, Zielonego Grobowca, Mauzoleum Mevlany. Książę Selim zarządzał przez pewien czas prowincją Konya.
Amasya
Turecka perełka architektoniczna, Amasya, leży w północnej części kraju, w otoczonej wysokimi górami dolinie rzeki Yeşilırmak. Prowincją rządził książę Mustafa, a później Bajazyd. O Amasyi pisałam w artykule Z Ankary do Amasyi. Sam Sulejman często bywał w mieście, które za jego panowania było jednym z głównych ośrodków nauki w Anatolii.
Kütahya
Niewielkie miasto w środkowej części kraju znane jest z produkcji płytek ceramicznych i wyrobów garncarskich. W czasach osmańskich rywalizowało w produkcji kafelków z Iznikiem. W Kütahyi można odwiedzić kilka XIV-wiecznych meczetów, muzeum archeologiczne i muzeum płytek ceramicznych. Nad miastem góruje fotreca zbudowana w czasach bizantyjskich, która była wykorzystywana także przez Osmanów. Prowincją Kütahya zarządzał książę Bajazyd.
Manisa
Leżąca niedaleko Izmiru Manisa znana jest z pasty macun, wytwarzanej z 41 przypraw i ziół, wspomagających układ trawienny. Według legendy wyleczono nią z ciężkiej choroby matkę Sułtana Sulejmana, sułtankę Hafsę. Z pasty wytwarza się też lokalne lokum, tureckie słodycze.
W centrum miasta stoi meczet Hafsy, Sultan Camii. Warto zajrzeć do muzeum medycyny, mieszczącego się obok meczetu, w budynkach dawnego szpitala dla psychicznie chorych. Szpital był częścią kompleksu świątynnego, który pobudował Sulejman. Do dzisiaj funkcjonuje hammam, który również stanowił część kompleksu.
Nieco dalej mieści się ostatni z meczetów zaprojektowanych przez architekta Sinana, Muradiye Camii, wybudowany na polecenie Sułtana Murata III.
Bursa
Bursa to czwarte największe miasto w Turcji. Jego początki sięgają III w. p.n.e. Była pierwszą stolicą Osmanów w latach 1326-1364. Jest znana ze źródeł termalnych oraz z produkcji jedwabiu, w tym jedwabnych dywanów.
Poza zwiedzaniem warto zjeść tu najbardziej znaną potrawę Bursy, iskender kebap.
Kompleks Muradyie i grób ksiecia Mustafy
W kompleksie, poświęconym sułtanowi Muratowi II, oprócz XV-wiecznego meczetu znajduje się 12 grobowców, z których dwa są szczególnie związane ze „Wspaniałym Stuleciem”. To grób księcia Mustafy, syna Sulejmana, zamordowanego na jego rozkaz oraz grób jego matki Mahidevran.
Groby Osmana i Orhana
Otoczona pozostałościami murów najstarsza część Bursy leży na wzgórzu, z którego roztacza się widok na rozległe miasto. W niewielkim parku mieszczą się grobowce ojców imperium Osmańskiego, sułtanów Osmana i Orhana. Oryginalne budynki zostały zniszczone przez trzęsienie ziemi w XIX w. i odbudowane w stylu barokowym.
Za grobowcami stoi 6-piętrowa wieża zegarowa, ostatnia z czterech, które służyły do alarmowania o pożarach.
Kryty Bazar
Na bazarze, którego historia sięga XIV w., sprzedawane są dobrej jakości ręczniki i wyroby z jedwabiu.
Wielki Meczet
Zbudowany pod koniec XIV w., prostokątny budynek w stylu seldżuckim z 20 kopułkami na dachu, to Wielki Meczet (tr. Ulu Camii). Jest największą świątynią w mieście. W środku można podziwiać masywne kolumny z inskrypcjami z Koranu oraz wielką fontannę ablucyjną, której umieszczenie w środku meczetu jest rozwiązaniem rzadkim w architekturze islamskiej.
Meczet Emir Sultan
Kolejny ładny punkt widokowy na miasto znajduje się przy meczecie Emir Sultan, zbudowanym w XIV w. dla derwisza i uczonego, doradcy sułtana Bajazyda. Oryginalny budynek, zniszczony przez trzęsienie ziemi, odbudowano w stylu rokoko.
Zielony Meczet
XIII-wieczny Zielony Meczet (tr. Yeşil Camii), poświęcony sułtanowi Mehmetowi I, stanowi punkt zwrotny w architekturze tureckiej, odejście od stylu seldżuckiego, reprezentowanego przez Wielki Meczet, w kierunku świątyń z kopułami. Jego nazwa wzięła się od koloru kafelków, które zdobią jego wnętrze.
Za budynkiem stoi oktagonalny Zielony Grobowiec, w całości obłożony zielono-niebieskimi kafelkami, podobnie jak znajdujące się wewnątrz nagrobki sułtana Mehmeta i jego rodziny.
W Stambule działają dwa porty lotnicze: nowe lotnisko (tr. Istanbul Havalimani) po stronie europejskiej i Sabiha Gökçen po stronie azjatyckiej.
Nowe lotnisko, zbudowane na północny zachód od miasta, zastąpiło zamknięty już dla ruchu pasażerskiego port lotniczy Atatürka. W przeciwieństwie do niego, nie jest jeszcze połączone z miastem linią metra, stąd jedynymi dostępnymi środkami transportu publicznego są autobusy i taksówki. Więcej o tym porcie lotniczym pisałam w poście Nowe lotnisko w Stambule.
Port lotniczy im. Sabihy Gökçen, przybranej córki Atatürka i pierwszej kobiety-pilota wojskowego w Turcji, leży na wschodnim skraju miasta. Tam też nie dociera jeszcze metro. To lotnisko jest bazą głównie dla tanich linii, na czele z Pegasusem.
Transport miejski
Karta Istanbulkart
Żeby korzystać z transportu miejskiego, konieczne jest posiadanie magnetycznej karty Istanbulkart. Można ją kupić w automatach na stacjach metra oraz w kioskach zlokalizowanych przy wielu przystankach autobusowych i na przystaniach promowych. Karta kosztuje 7 lir, a pojedynczy przejazd 3,50. Karty doładowuje się gotówką w automatach i kioskach.
Ze względu na pandemię każdy pasażer musi obecnie posiadać własną kartę oraz specjalny kod HES, który generowany jest po wypełnieniu formularza wymaganego przed przylotem do Turcji.
Dojazd do centrum miasta
Z lotnisk do centrum miasta można dojechać autobusami. Z nowego lotniska kursuje 8 linii Havaist i 6 linii Iett. Te pierwsze, przeznaczone dla turystów, dojeżdżają m.in. do placu Bajazyda w dzielnicy Sultanahmet (linia IST-12), do placu Taksim (IST-14) i na lotnisko Sabiha Gökçen (IST-10). Dojazd do centrum miasta zajmuje około półtorej godziny. Pojazdy wyposażone są w wi-fi i gniazdka usb. Bilet w jedną stronę kosztuje 30 lir. Można go kupić przez aplikację havaist lub zapłacić kartą płatniczą albo Istanbulkart. Iett to linie miejskie dojeżdżające do różnych dzielnic poza turystycznym centrum. Przejazd kosztuje tylko 7 lir, ale żeby dotrzeć do centrum, trzeba przesiąść się na metro. Obowiązuje płatność za pomocą Istanbulkart.
Z lotniska Sabihy Gökçen kursują autokary Havabus, którymi za 24 liry można dotrzeć na plac Taksim, a także wiele linii miejskich. Najbliżej lotniska mieści się stacja metra Pendik (dojazd autobusem), skąd pociągi linii Marmaray kursują do dzielnicy Sultanahmet.
Środki transportu
Stambuł ma trzy nowoczesne linie tramwajowe. Najbardziej przydatna dla turystów jest linia T1, łącząca Sultanahmet z Kabataş, stacją leżącą niedaleko Pałacu Dolmabahçe.
Miasto stale rozbudowuje swoją sieć linii metra, które jest najszybszym środkiem transportu. Biegnąca po dnie cieśniny Bosfor linia Marmaray umożliwia przedostanie się w kilka minut na azjatycką stronę miasta.
W mieście jest 400 linii autobusowych. Niestety pojazdy utykają często w korkach, które codziennie paraliżują miasto. Dlatego wymyślono metrobusy, czyli autobusy jeżdżące po odgrodzonych od reszty pasach ruchu. Kursują jednak poza turystycznym centrum miasta.
Po cieśninie Bosfor pływają promy, które poza tym, że są normalnym środkiem transportu dla mieszkańców, pozwalają turystom podziwiać Stambuł od strony wody. Rejsy w zależności od trasy kosztują od 3,50 do 5 lir (5,20 na Wyspy Książęce).
Popularnym środkiem transportu wśród mieszkańców tureckich miast są dolmusze (tr. dolmuş). Te kilkunastoosobowe busy kursują głównie do podmiejskich miejscowości, a w Stambule również do dzielnic zlokalizowanych poza centrum. Za przejazd płaci się gotówką, a pojazdy często zatrzymują się gdziekolwiek, żeby zabrać bądź wypuścić pasażerów.
Waluta
Lira turecka traci na wartości, aktualnie (w 2021 r.) warta jest około 50 groszy. Kraj zmaga się z wysoką inflacją, z roku na rok ceny rosną, ale i tak jest tam tanio.
Kupno waluty tureckiej w Polsce nie ma sensu. Bankomaty są łatwo dostępne, sklepy i większość restauracji honorują karty płatnicze. Kantory walutowe nie pobierają prowizji, a najlepsze kursy oferują punkty przy ulicy Laleli, która stanowi centrum handlu ubraniami i butami dla Rosjan. Łatwo tam dojść pieszo, kierując się na zachód od głównego kampusu uniwersytetu przy placu Bajazyda.
Noclegi
Wybór hoteli w mieście jest ogromny. Moją ulubioną dzielnicą jest Fatih, w obrębie której leży Sultanahmet. Nie jest tam najtaniej, ale można przebierać w ofertach. Do najważniejszych miejsc w Stambule można stamtąd dotrzeć pieszo, a do tych bardziej oddalonych dojechać tramwajem lub metrem.
Okolice Taksim są bardzo zatłoczone i hałaśliwe. Bliżej wieży Galata mieści się dużo małych hotelików butikowych i pensjonatów. Trzeba się jednak liczyć z koniecznością długich spacerów z bagażem po stromych uliczkach.
Jedzenie
Podobnie jak z noclegami, znalezienie miejsca na posiłek nie stanowi problemu. O kuchni tureckiej pisałam w poście Subiektywny przewodnik po kuchni tureckiej. Będąc w Stambule, warto spróbować ryby w bułce (tr. balık ekmek) na moście Galata, pieczonych flaczków w bułce (tr. kokoreç) z lokalnej knajpki i odwiedzić restauracje rybne w Kumkapı, na południe od placu Bajazyda.
Ostatnia część wpisu o Stambule poświęcona jest miejscom leżącym po drugiej stronie zatoki Złoty Róg i cieśniny Bosfor.
Most Galata
Najbardziej znanym mostem w Stambule jest Galata nad zatoką Złoty Róg. Pierwszy most w tym miejscu powstał już w VI w. n.e. za cesarza Justyniana. W 1453 r. podczas upadku Konstantynopola Turcy zbudowali tam ruchomą przeprawę z ustawionych obok siebie statków. W XVI w. nad projektem mostu przez zatokę pracował Leonardo da Vinci, jednak jego dzieło nie uzyskało akceptacji sułtana. Kolejne przeprawy, budowane od XIX w., miały na celu łączyć tradycyjny Stambuł, siedzibę sułtana i urzędów państwowych z dzielnicą Beyoğlu, zamieszkałą w dużej części przez dyplomatów i nie-muzułmanów. Wtedy też most zaczął pojawiać się w literaturze i malarstwie.
Obecny most ukończono w 1994 r. Charakterystycznym widokiem po obu jego stronach są wędkarze, ustawieni gęsto przy barierkach. W 2003 r. do przeprawy dobudowano dolny poziom z restauracjami. Typowym serwowanym tam daniem jest balık ekmek, czyli ryba w bułce.
Wieża Galata
Budowla powstała w XIV w. jako część fortyfikacji ówczesnej kolonii Genui. Za czasów osmańskich była przebudowywana i wykorzystywana jako więzienie i wieża pożarnicza. Odrestaurowana w 1967 r., z dobudowaną windą, stanowi atrakcję turystyczną i punkt widokowy.
Tünel
Historyczna podziemna kolejka powstała w 1875 r. i jest drugą po londyńskim metrze podziemną koleją w Europie. Ma tylko dwie stacje i 573 m długości. Biegnie około 60 m w górę od stacji Karaköy w pobliżu mostu Galata do stacji Beyoğlu na południowym końcu alei İstiklal. Zbudowano ją aby połączyć leżącą na wzgórzu dzielnicę ambasad i hoteli z giełdą, bankami i portami w dzielnicy Galata. Główną, bardzo stromą ulicą między dzielnicami codziennie przemieszczało się 40 tysięcy osób.
Na początku kolejka miała dwa tory, obecnie jeden z mijanką pośrodku. Drewniane wagony z XIX w. zastąpiono stalowymi. Podróż zajmuje półtorej minuty, a płaci się za nią kartą Istanbulkart.
Aleja İstiklal
Aleja İstiklal (Niepodległości) to główna ulica handlowa w Stambule. Deptak ma 1,4 km długości, a jego środkiem jeździ historyczny tramwaj. W zabudowie dominują XIX- wieczne kamienice, siedziby konsulatów, chrześcijańskie kościoły, sklepy i restauracje, teatry i galerie. Mieszczą się tam także siedziby najlepszych szkół. Przyległe uliczki pełne są klubów i kawiarni, w których przesiadują tłumy mieszkańców i turystów.
Plac Taksim
Aleja İstiklal prowadzi na Taksim. To wielki plac i stacja metra w sercu dzielnicy Beyoğlu. Głośny, otoczony hotelami i restauracjami w rodzaju McDonald’sa, jest częstym miejscem protestów politycznych, stąd normalnym widokiem są tam zaparkowane opancerzone pojazdy wojskowe. Na środku placu stoi Pomnik Republiki, upamiętniający powstanie Republiki Tureckiej w 1923 r.
Między leżącym na szczycie wzgórza Taksim, a znajdującą się nad brzegiem Bosforu stacją Kabataş, skąd można dojść do Pałacu Dolmabahçe, zbudowano nowoczesną, podziemną kolejkę górską o długości 600 m.
Park Gezi
Do Placu Taksim przylega jeden z najmniejszych parków miasta i jedno z ostatnich zielonych miejsc w dzielnicy Beyoğlu. Plany postawienia w tym miejscu centrum handlowego wywołały w 2013 r. krwawo stłumione protesty, które rozlały się na cały kraj.
Muzeum Adama Mickiewicza
Będąc w okolicy Taksim można poszukać domu, w którym mieszkał i zmarł Adam Mickiewicz. Mieści się tam niewielkie muzeum z manuskryptami poety. Budynek znajduje się jednak w zaniedbanej części miasta, w której trudno spotkać turystów.
Pałac Dolmabahçe
Stojący nad brzegiem Bosforu Pałac Dolmabahçe powstał w połowie XIX w. dla sułtana Abdülmecita. W tym czasie w kraju dominowała fascynacja zachodem i przejmowanie europejskich wzorców kulturowych. Dla Osmanów „zachód” zaczynał się na północy, po drugiej stronie zatoki Złoty Róg i dlatego tam postawiono nowy pałac. Budowla łączy styl orientalny z europejskim, wzorowana jest na Luwrze i Pałacu Buckingham. Miała być widoczna od strony morza, co było niespotykane w architekturze osmańskiej. Mimo, że kraj był w złej kondycji finansowej, do budowy i wyposażenia pałacu użyto najdroższych materiałów z różnych zakątków świata. Jego 285 pokoi zdobi około 600 obrazów oraz ponad dwieście ręcznie tkanych dywanów. W sali audiencyjnej wisi 4,5-tonowy kryształowy żyrandol o 750 lampach, dar królowej Wiktorii.
Po powstaniu Republiki Tureckiej gmach przekazano Mustafie Kemalowi Atatürkowi, który zatrzymywał się w nim podczas wizyt w Stambule i gdzie zmarł. Po jego śmierci pałac przekształcono w muzeum.
Budynek otoczony jest wspaniałymi ogrodami i wysokim murem od strony lądu, z wyjątkowo zdobionymi dwiema spośród kilkunastu bram.
Przy pałacu stoi zbudowany w tym samym czasie meczet Dolmabahçe.
Meczet Ortaköy
Przy Moście Bosforskim warto obejrzeć ładny, XIX-wieczny neo-barokowy meczet Ortaköy. Jeden z pracujących nad nim architektów zaprojektował także pałac i meczet Dolmabahçe. Okoliczne uliczki, pełne galerii, klubów, kawiarni i restauracji, są popularnym miejscem spotkań towarzyskich.
Rejs po Bosforze
Po cieśninie Bosfor pływa wiele promów, zarówno turystycznych jak i należących do sieci transportu miejskiego. Żeby zobaczyć Stambuł od strony wody, można wybrać jeden ze statków turystycznych, kursujących na kilku trasach. Cena często zawiera posiłek na pokładzie, a w trakcie rejsu w kilku językach czytane są informacje o mijanych obiektach. Znacznie tańszą opcją jest przepłynięcie się jednym z promów miejskich, operujących między stroną europejską i azjatycką, na północ wzdłuż zatoki Złoty Róg oraz na Wyspy Książęce. Przeprawa kosztuje kilka lir, a płaci się kartą Istanbulkart.
Mosty na Bosforze
Przez Cieśninę Bosfor przerzucone są 3 ogromne mosty łączące Europę z Azją. Pierwszy, najbliżej centrum miasta, to Most Bosforski, oddany do użytku w 1973 r. Początkowo posiadał chodniki i windy w pylonach, jednak z powodu częstych samobójstw został zamknięty dla pieszych. W sylwestra bywa wykorzystywany do pokazów sztucznych ogni.
Most Mehmeta Zdobywcy, inaczej Most Fatih lub Drugi Most Bosforski leży na północ od centrum, koło twierdzy Rümeli. Ukończono go w 1988 r.
Oba mosty są przeznaczone do ruchu samochodowego, mają długość ok. półtora kilometra, pylony wysokości 105 m, a jezdnie ponad 64 m nad powierzchnią wody.
Trzeci most, Selima Groźnego, na północnym krańcu cieśniny, otwarto w 2016 r. W odróżnieniu od dwóch pozostałych, jest mostem drogowo-kolejowym. Długi na ponad 2 km, z ponad 300-metrowymi pylonami, jest jednym z największych wiszących mostów na świecie.
Linia metra Marmaray
Linia metra Marmaray to jedna ze sztandarowych inwestycji rządu Recepa Erdoğana. Jej budowę rozpoczęto w 2004 r. Linia ma mieć długość 76 km, a jej najważniejszym odcinkiem jest ukończony w 2013 r. tunel, biegnący po dnie zatoki Bosfor. Pozwolił on skrócić podróż z jednego brzegu na drugi z około godziny w czasie szczytu komunikacyjnego do 4 minut. W 2016 r. pod cieśniną otwarto również samochodowy tunel Eurazja.
Od czasu uruchomienia tej linii metra pływające po cieśninie promy przestały być jedynym środkiem transportu publicznego między stroną europejską i azjatycką. W pociągach metra Marmaray zamontowano monitory, na których wyświetlane są filmy o budowie linii. Zarówno przejazd metrem jak i przepłynięcie cieśniny promem to atrakcje, których nie można pominąć.
Pomnik kota Tombila
Bezpański kot, którego nazwano Tombil, przez lata przesiadywał w charakterystycznej pozie na chodniku jednej z uliczek po azjatyckiej stronie miasta. Po śmierci postanowiono go upamiętnić i ufundowano statuetkę kota opierającego się o murek. Nie jest łatwo ją znaleźć, ale lokalni mieszkańcy chętnie wskazują turystom właściwe miejsce.
Pomnik byka
Azjatycka strona miasta to siedziba klubu sportowego Fenerbahçe, którego symbol, byk, stoi na placu w centrum dzielnicy Kadıköy. Plac jest popularnym miejscem spotkań, ale także zbiórek do protestów i marszów.
Dzieło francuskiego rzeźbiarza powstało w 1864 r. w regionie Alzacji, która w tamtych czasach przechodziła z rąk do rąk między Francją a Niemcami. Było symbolem gniewu i wojny, w której Francuzi pokonali Niemców. Po ponownym przejęciu regionu przez Niemców byk został przez nich zabrany, a w 1917 r. podarowany Turcji Osmańskiej przez cesarza Wilhelma II. Stał w różnych punktach miasta, aż w 1987 r. postawiono go na centralnym placu Kadıköy.
Wyspy Książęce
Po azjatyckiej stronie Stambułu znajduje się grupa 10 wysp, będących popularnym miejscem wypoczynku mieszkańców miasta. Na wyspach zabroniony jest ruch kołowy, stąd popularność rowerów i bryczek. Największa jest Büyükada (Duża Wyspa). Można na niej zobaczyć wiele drewnianych willi z czasów osmańskich, a także grecki monastyr i ruiny ogromnego drewniano greckiego sierocińca stojące na szczycie jednego z dwóch wzgórz. Rejs promem ze Stambułu zajmuje około 1,5 godziny i kosztuje kilka lir.
Poza śladami Wspaniałego Stulecia, Stambuł pełen jest zabytków i atrakcji, na których zobaczenie warto poświęcić kilka dni. Ten wpis przybliża najciekawsze miejsca dzielnicy Sultanahmet, uważanej za stare miasto Stambułu, jego historyczne centrum. Sultanahmet stanowi część dystryktu Fatih, leżącego po europejskiej stronie metropolii.
Hipodrom
Hipodrom, który stał w miejscu obecnego Placu Sułtana Ahmeda, był torem wyścigowym dla koni i rydwanów. Jego pierwotny gmach został zbudowany przez rzymskiego cesarza Septymiusza Sewera w roku 203 n.e. i przebudowany przez Konstantyna Wielkiego w IV w. n.e., gdy ten wybrał Bizancjum na swoją nową stolicę. Ozdobiono go wtedy dziełami zwiezionymi z różnych stron Imperium Rzymskiego. Mimo, że z budynku nie pozostało prawie nic, wiadomo, że miał 480 m długości, 117 m szerokości i mógł pomieścić aż 100 tysięcy widzów. W czasach bizantyjskich Hagia Sophia była centrum religijnym, pałac należał do władcy, a hipodrom był przeznaczony dla ludu. Tor został zniszczony przez Krzyżowców w 1204 r. Biały kamień z hipodromu wykorzystano do budowy Błękitnego Meczetu. Plac przemianowano na At Meydanı, Plac Koni, ponieważ Osmanie wykorzystywali go do szkolenia wierzchowców. Z budynku hipodromu zachował się Egipski Obelisk, Wężowa Kolumna i Kolumna Konstantyna.
Egipski Obelisk i Kolumna Konstantyna
Egipski Obelisk (Obelisk Teodozjusza) był jednym z dwóch wzniesionych w XV w. p.n.e. przed świątynią w Karnaku. Pierwotnie był prawdopodobnie o 1/3 większy, lecz albo uległ zniszczeniu podczas przewozu albo celowo go do transportu skrócono.
W przeciwieństwie do Egipskiego Obelisku, Kolumna Konstantyna nie jest monolitem, lecz składa się z wielu części. Nie wiadomo kto i kiedy ją zbudował. Mierzy 32 m i prawdopodobnie pochodzi z IV w. W X w. ozdobiono ją płytami z brązu, które później Krzyżowcy wywieźli do Wenecji, razem z czwórką koni ciągnących kwadrygę. Ta rzeźba, pochodząca z Chios, zdobiła na hipodromie dach loży cesarskiej. Obecnie mieści się w Museo Marciano, a jej kopia na fasadzie Bazyliki św. Marka.
Kolumna została sprowadzona przez Konstantyna ze Świątyni Apolla w Delfach (Grecja). Została ufundowana przez greckie miasta po zwycięskich bitwach nad Persami pod Salaminą i Platejami w V w. p.n.e. i przedstawia trzy spiralnie splecione węże. Mierzyła pierwotnie 8 m, obecnie 5,30. Jedna z głów węży zaginęła, pozostałe znajdują się w Muzeum Archeologicznym w Stambule i w British Museum w Londynie.
Fontanna Wilhelma II
Na północnym skraju placu stoi fontanna cesarza Wilhelma II (Niemiecka Fontanna), wykonana po jego wizycie w Stambule jako dar dla dynastii Osmanów.
Bazylika Cystern
Najbardziej niesamowitym miejscem w Stambule jest dla mnie Bazylika Cystern. Niepozorne wejście z kasą biletową łatwo przegapić. Ale po wejściu trafiamy do zupełnie innego świata, ogromnej podziemnej sali służącej w przeszłości do magazynowania wody.
Stambuł był jednym z najczęściej obleganych miast w Europie i zawsze potrzebował ogromnych zapasów wody. Z tego powodu w czasach Bizancjum zbudowano w mieście wiele podziemnych cystern, do których dostarczano wodę akweduktami. Pozostałości wielkiego akweduktu, zbudowanego w 375 r. n.e. można zobaczyć nad Bulwarem Ataturka niedaleko Meczetu Księcia (Şehzade Camii).
Ponieważ Turcy zawsze preferowali bieżącą wodę, po przejęciu miasta od Bizantyjczyków przestali używać cystern zgodnie z przeznaczeniem. Większość z nich przekształcili w bazary i magazyny. Największą i najbardziej zdobioną cysterną jest Pałac Yerebatan, nazywany Bazyliką Cystern. Zbudował go prawdopodobnie cesarz Justynian po roku 542. Cysterna ma 70 m szerokości i 140 m długości, a jej sufit wsparto na 336 kolumnach z wcześniejszych świątyń, z których większość jest w stylu korynckim. Woda w cysternie pochodzi z deszczówki, dlatego jej poziom się zmienia.
W latach 80-tych XX w. budowla została odnowiona, a między kolumnami zbudowano drewniane pomosty, zamontowano oświetlenie i dodano oprawę muzyczną.
Na końcu cysterny znajdują się dwie podstawy kolumn z głowami meduzy. Według jednej z legend Meduza jest jedną z trzech Gorgon, kobiecych potworów podziemnego świata w mitologii greckiej. Mówi się, że jej głowa ma moc przemieniać w kamień, więc aby temu zapobiec, jedna z głów w cysternie leży na boku, druga do góry nogami.
Hagia Irene
Bizantyjski kościół pw. Pokoju Bożego, zbudowany w VI w., stoi na terenie pierwszego dziedzińca pałacu Topkapı, w miejscu pierwszej katedry Konstantynopola. Po zajęciu miasta przez Turków świątynię przekształcono w arsenał i przyłączono do kompleksu pałacowego. Obecnie pełni funkcję sali koncertowej. Co wyjątkowe w Stambule, budowli nigdy nie zmieniono w meczet.
Muzeum archeologiczne
W zbiorach mieszczącego się między pałacem Topkapı a parkiem Gülhane muzeum znajduje się ponad milion eksponatów ze wszystkich epok i zakątków świata, w tym głowa z Wężowej Kolumny z Hipodromu.
Park Gülhane
Historyczny park miejski jest najstarszym parkiem Stambułu. Dawniej stanowił część zewnętrznego ogrodu pałacu Topkapı. W 1912 r. otwarto go dla mieszkańców miasta. Mieściły się w nim kawiarnie, place zabaw, później stworzono tam też małe zoo. W ostatnich latach park unowocześniono, zlikwidowano ogród zoologiczny i miejsca pikników. Co roku wiosną park jest pełen kwitnących tulipanów, narodowych kwiatów Turcji.
Stacja Orient Expressu
W pobliżu parku Gülhane mieści się stacja kolejowa Sirkeci, która była ostatnim przystankiem na trasie Orient Expressu. Zbudowana w 1890 r. według projektu architekta pruskiego, jest jednym z przykładów europejskiego orientalizmu. Budynek zachował oryginalny kształt, ale nie ma w nim pamiątek związanych z kultowym pociągiem.
Wielki Bazar
Jest jednym z największych krytych targowisk na świecie, z 61 ulicami i ponad 4000 sklepikami zajmuje powierzchnię 30 hektarów. Powstał krótko po zdobyciu Konstantynopola przez Turków, najpierw jako centrum handlu tekstyliami i biżuterią. Swój obecny kształt osiągnął w XVII w. W wyniku zniszczeń, spowodowanych trzęsieniami ziemi i pożarami, jego obszar zmniejszono, a niektóre fragmenty zburzono. Warto tam zajrzeć i pospacerować, chociaż sprzedawcy są natrętni w stosunku do obcokrajowców.
Bazar Egipski
Znacznie przyjemniejszy do odwiedzenia jest Bazar Egipski, nazywany Bazarem Przypraw. Kupcy nie wołają za przechodzącymi w kilku językach i nie starają się na siłę nawiązać kontaktu. Można spokojnie spacerować (chociaż w tłumie) i oglądać towary. Został zbudowany w 1664 r. jako część kompleksu Nowego Meczetu (Yeni Cami) w pobliżu Mostu Galata. W czasach osmańskich sprzedawano tam tylko przyprawy, obecnie również suszone owoce, rękodzieło, biżuterię itp.
Nowy Meczet (Yeni Cami)
Budowę pierwszej świątyni zleciła tu sułtanka Safiye, babka Ahmeda I. Projekt nie został ukończony, popadł w ruinę i dodatkowo ucierpiał w trakcie Wielkiego Pożaru Stambułu w 1660 r. Kilka miesięcy później na zlecenie sułtanki Turhan, rozpoczęto w tym miejscu prace nad świątynią, którą po ukończeniu nazwano Yeni Valide Sultan Camii. Z czasem nazwę skrócono.
Kolumna Konstantyna
Przy ulicy wiodącej od Hipodromu na zachód stoi Kolumna Konstantyna, zbudowana przez cesarza w 330 r. n.e. Była ona centralnym punktem znajdującego się tu Forum Konstantyna, głównego placu Konstantynopola. Miała wysokość 50 m, a na jej szczycie znajdował się posąg cesarza jako boga Apolla. Do czasów dzisiejszych przetrwało 37 m zabezpieczonych metalowymi obręczami.
Uniwersytet Stambulski
Uniwersytet Stambulski jest największą i najbardziej prestiżową uczelnią w kraju. Ma pięć kampusów, główny stoi przy placu Bajazyda, gdzie w czasach Sulejmana Wspaniałego stał Stary Pałac.
Meczet Bajazyda
Obok uniwersytetu znajduje się Meczet Bajazyda, najstarszy sułtański meczet w mieście, zbudowany w 1506 r. na polecenie Bajazyda II. Za każdym razem, kiedy próbowałam ją odwiedzić, świątynia była w renowacji.
Przy pobliskiej głównej ulicy można zobaczyć fragmenty romańskich i bizantyjskich kolumn.
Meczet Fatih
Już poza Sultanahmet stoi meczet Fatih. Ta wielka świątynia położona na jednym z siedmiu wzgórz Stambułu jest pierwszym meczetem zbudowanym po zdobyciu Konstantynopola przez Turków. Do jego budowy użyto materiałów ze stojącego tu wcześniej bizantyjskiego kościoła Świętych Apostołów. Budynek został zniszczony podczas trzęsienia ziemi w XVIII w. i odbudowany w stylu barokowym. Ogród przed meczetem jest ulubionym miejscem spotkań mieszkańców.
W kolejnej części przeczytacie o dzielnicy Taksim i o azjatyckiej części Stambułu.
Serial „Wspaniałe Stulecie”, który święcił triumfy w Polsce kilka lat temu, wywołał moją fascynację Stambułem. Ślady rodu Osmanów, Sulejmana Wspaniałego i jego potomków, których historię pokazano w serialu, przetrwały do dziś. Część z nich to największe zabytki miasta, do innych dociera niewielu turystów.
Większość miejsc związanych ze „Wspaniałym Stuleciem” można znaleźć w dzielnicy Sultanahmet, historycznym centrum miasta, kilka stoi nad Bosforem, a te najrzadziej odwiedzane są poza turystycznym centrum i w rejonie murów miejskich.
Stary Pałac
Pierwszy pałac zbudowany po podboju Konstantynopola przez Turków stał na terenie obecnego kampusu uniwersytetu w dzielnicy Beyazıt. Powstał w latach 1454-57. Po zbudowaniu pałacu Topkapı (lata 1465-78) był nazywany Starym Pałacem. Po przeprowadzce sułtana do Topkapı Stary Pałac stał się siedzibą matki poprzedniego sułtana, jego kobiet i sióstr. Za czasów Sulejmana I budowla spłonęła i w trakcie odbudowy została kompletnie zmieniona. Władca kazał zbudować 3 bramy do pałacu oraz dodatkowe zewnętrzne pałace dla swoich wezyrów, a część terenu przeznaczył na fragment kompleksu Meczetu Sulejmana. W 1617 r. pałac ponownie strawił ogień. Odbudowane budynki zostały zburzone w XIX w., a na ich miejscu postawiono gmach Ministerstwa Obrony, który później przekazano uniwersytetowi stambulskiemu.
Pałac Topkapı
Najważniejsze miejsce serialu, Pałac Topkapı, aż do XIX w. nosił nazwę Nowego Pałacu. Mimo, że jego budowa została ukończona w 1478 r., to kolejni sułtani dobudowywali jego fragmenty. Głównie z powodów praktycznych, ale też aby uświetnić zwycięskie kampanie lub naprawić zniszczenia spowodowane trzęsieniami ziemi i pożarami.
Topkapı był pałacem-miastem obejmującym 70 hektarów i zamieszkiwanym przez 4 tysiące osób. Przez prawie 400 lat służył za dom dla w sumie 25 sułtanów. W 1924 r. został przekształcony w muzeum.
Zwiedzanie
Kompleks składa się z części zewnętrznej, z dwoma dziedzińcami i z wewnętrznego pałacu, z dwoma kolejnymi dziedzińcami i haremem. Całość otoczona jest wysokim murem. Przez bramę wchodzi się na duży otwarty teren. Z boku po lewej stronie stoi bizantyjska świątynia Hagia Irene, a parkowa aleja prowadzi do drugiej bramy. Przed nią, po prawej stronie są kasy biletowe. Ta część kompleksu to pierwszy dziedziniec. Był on otwarty dla ludu i mieścił m.in. szpital, piekarnię i arsenał.
W pierwszej serii „Wspaniałego Stulecia” pokazywano bramę pałacu, która mi przypominała dekorację filmową, coś, co nie może być prawdziwe. Okazało się, że brama faktycznie istnieje i przechodzi się przez nią na drugi dziedziniec.
Przy drugim dziedzińcu obradował Dywan, czyli rada doradcza sułtana, na czele z wielkim wezyrem. Ten dziedziniec stanowił centrum administracji. Posiedzenia Dywanu odbywały się w sali z zakratowanym oknem wysoko na ścianie, za którym zasiadał sułtan, aby przysłuchiwać się obradom.
Wokół drugiego dziedzińca mieściły się też kuchnie i stajnie. W kuchniach znajduje się obecnie jedna z najcenniejszych na świecie wystaw chińskiej porcelany oraz oryginalne naczynia kuchenne z czasów osmańskich. W kolekcji można znaleźć też polski akcent.
Dziedziniec przed trzecią bramą był miejscem, gdzie z okazji różnych ceremonii ustawiano tron sułtana. Za tą bramą mieścił się wewnętrzny pałac. Przy trzecim dziedzińcu znajdowała się sala audiencyjna. W znajdujących się tu budynkach mieści się biblioteka Ahmeda III, wystawa szat oraz kosztowności, a także relikwie Jana Chrzciciela i Mahometa.
Oddzielną część wewnętrznego pałacu zajmuje harem, na który składało się kilkaset pomieszczeń. To tam mieszkały służące, nałożnice i matki dzieci sułtana, a nad wszystkim sprawowała rządy Valide Sultan. Z tarasów wewnętrznego pałacu rozpościera się wspaniały widok na miasto i cieśninę Bosfor.
Obejście ogromnego pałacu wraz z haremem zajmuje co najmniej 3-4 godziny.
Hammam Hürrem
Hammam Hürrem został zaprojektowany przez architekta Sinana na prośbę sułtanki Hürrem. Zbudowano go w miejscu antycznych łaźni Zeuxippusa z I-II w. n.e., pomiędzy świątynią Hagia Sophia a wzniesionym później Błękitnym Meczetem. Ekskluzywne łaźnie działają do dzisiaj.
Hagia Sophia
Ta jedna z największych świątyń na świecie i najbardziej znany zabytek Stambułu, przewija się w serialu „Wspaniałe stulecie”. Pierwszą bazylikę, z drewnianym dachem, zbudowaną w tym miejscu w 390 r. n.e., 14 lat później strawił ogień. Kolejna świątynia podzieliła los pierwszej w 532 r. Trzecią, istniejącą do teraz, otwarto w 537 r. Hagia Sophia, Kościół Mądrości Bożej, była świątynią chrześcijańską do 1453 r., kiedy po zdobyciu Konstantynopola, sułtan Mehmet przekształcił ją w meczet. Była wielokrotnie przebudowywana i odnawiana, także przez architekta Sinana, w czasie rządów Sulejmana. Prezentem od tego sułtana dla świątyni były brązowe lampy po obu stronach mirhabu (niszy wskazującej kierunek Mekki). W 1934 r. dekretem Mustafy Kemala Ataturka meczet przekształcono w muzeum. W lipcu 2020 r. turecki sąd administracyjny unieważnił ten dekret. Mimo protestów napływających z całego świata, prezydent Erdoğan podjął decyzję o ponownym przekształceniu budowli w meczet.
Plusem przekształcenia muzeum w świątynię jest fakt, że obecnie wstęp do budynku jest wolny (bilet do muzeum kosztował ok. 100 tl). Tak jak inne meczety, jest otwarty dla zwiedzających codziennie od 9 do 17, z wyłączeniem godzin modlitw, które są płynne i piątków, gdy meczety można zwiedzać dopiero od 14:30.
Grobowce sułtanów
W bocznej ścianie muru otaczającego świątynię Hagia Sophia znajduje się wejście do jednego z najważniejszych miejsc związanych ze „Wspaniałym stuleciem”: grobowców sułtanów. Na niewielkim placu pobudowano wiele małych budynków, wyglądem przypominających meczety. To w nich spoczywają rodziny władców. Grobowiec Selima II był pierwszym zbudowanym w tym miejscu. Został zaprojektowany przez architekta Sinana na planie ośmiokąta i ozdobiony kafelkami z Izniku. Poza nim znajdują się tam grobowce Murada III, Mehmeda III, Mustafy I i Ibrahima I. Obok władców spoczywają ich żony, jak Nurbanu, i dzieci, czasami kilkanaście.Latem skansen ożywa, organizowane są wystawy czasowe, a w budynkach i zagrodach spotkać można rzemieślników i zwierzęta.
Wejście na teren grobowców jest darmowe, ale trzeba przejść przez punkt kontroli bezpieczeństwa. Przed wejściem do każdego z grobowców trzeba zdejmować obuwie.
Błękitny Meczet
Meczet Sułtana Ahmeda nazywany jest Błękitnym od koloru płytek zdobiących jego wnętrze. 19-letni sułtan rozpoczął budowę meczetu w 1609 r. Budowla miała przyćmić zarówno Hagia Sophię jak i meczet Sulejmana Wspaniałego. Architektem kompleksu był Mehmet Ağa, jeden z uczniów najbardziej znanego twórcy, Sinana. Budowę ukończono w 1616 r. Na terenie, oprócz meczetu, zbudowano grobowce, medresy, fontanny, szpital, kuchnię dla ubogich, sklepy, łaźnię, zajazd i magazyny.
Wewnętrzne ściany ogromnego meczetu ozdabia 21 tysięcy płytek z motywami kwiatowymi z manufaktur z Izniku. Wnętrze oświetla 260 okien i wielkie okrągłe żyrandole. Posadzki wyścielone są miękkimi czerwonymi dywanami. Do meczetu można bez przeszkód wejść, a część przeznaczona na modlitwę jest oddzielona od części dla zwiedzających. Świątynia ma 6 minaretów – 4 wokół głównego budynku i 2 na rogach dziedzińca.
Na terenie kompleksu, od strony Hagia Sophia znajduje się grobowiec sułtana Ahmeda. Za każdym razem, kiedy chciałam go odwiedzić, był zamknięty z powodu renowacji.
Pałac Ibrahima Paszy
Z meczetu Sułtana Ahmeda wychodzi się na ogromny plac noszący jego imię. W starożytności znajdował się tu hipodrom. Przy placu, naprzeciwko meczetu, stoi pałac Ibrahima Paszy, wielkiego wezyra i przyjaciela sułtana Sulejmana. Obecnie mieści się w nim Muzeum Sztuki Tureckiej i Islamskiej. Z czasów Ibrahima nic się nie zachowało i moim zdaniem muzeum nie jest warte zwiedzania.
Meczet Sulejmana Wspaniałego
Budowla, bardziej niż meczetem, jest dla Turków ważnym symbolem historycznym. Tak jak inne meczety z czasów osmańskich, składa się z kompleksu budynków, w których mieściła się szkoła teologii, hammam, zajazd dla podróżnych, uczelnia medyczna i kuchnia.
Meczet projektu największego z osmańskich architektów, Sianana, powstawał w latach 1550-57. Jego fundament składa się z wypełnionych wodą cystern, dzięki którym świątynia jest odporna na trzęsienia ziemi. Kompleks zdobią 4 minarety.
Cechą wyróżniającą Meczet Sulejmana była wspaniała akustyka, którą Sinan osiągnął przez umieszczenie w ścianach i w podłodze 64 dzbanów. Niestety została ona zniszczona przez użycie nieodpowiednich materiałów podczas ostatniej renowacji na początku XXI w.
W ogrodzie przy świątyni stoją dwa mauzolea. Większe jest miejscem spoczynku Sulejmana Wspaniałego i jego córki Mihrimah. W mniejszym pochowano żonę Sulejmana – sułtankę Hürrem.
Z terenu za mauzoleum roztacza się widok na Bosfor i dzielnicę Beyoğlu z wieżą Galata.
Grób Mimara Sinana
W uliczce przylegającej do muru meczetu Sulejmana mieści się grób Mimara Sinana. Był on głównym architektem za czasów Sulejmana I, Selima II i Murata III. Poza architekturą zajmował się inżynierią i planowaniem przestrzennym. Stworzył 447 obiektów: meczety, mauzolea, pałace, szpitale, akwedukty i mosty, a żadnego ze swoich dzieł nie powtórzył.
Meczet Księcia Mehmeta
Kilometr na zachód od Meczetu Sulejmana stoi Meczet Księcia (Şehzade Çamii). To świątynia zbudowana na cześć księcia Mehmeta, ukochanego syna sułtana Sulejmana i jego żony Hürrem, który zmarł w 1543 r.
W ogrodzie znajduje się jego grobowiec, zbudowany przez Sinana jeszcze zanim powstał meczet. Gdy byłam tam ostatnim razem, miał powybijane witraże z powodu wybuchu, do którego doszło na przyległej ulicy i nie można było do niego wejść. Przed zamachem był dostępny dla zwiedzających. Grobowiec Mehmeta jest największym z pięciu, które pobudowano przy meczecie. Nad trumną księcia znajduje się drewniany tron władcy, symbolizujący status Mehmeta jako następcy tronu. Obok księcia pochowano jego córkę Hümaşah oraz najmłodszego brata, Cihangira.
W drugim z grobowców spoczywa wielki wezyr Rüstem Pasza, mąż sułtanki Mihrimah. To mauzoleum, podobnie jak meczet jego imienia, zdobią kafelki z Izniku.
Meczet Rüstema Paszy
Meczet Rüstema Paszy został zbudowany przez Sinana w latach 1561-62 dla zięcia Sulejmana, męża Mihrimah. Posiada jeden minaret, a jego ściany zdobią błękitne płytki z Izniku. Wejście na teren meczetu jest ukryte między budynkami mieszkalnymi.
Meczet Hürrem
Z dala od centrum znajduje się zbudowany przez Sinana niewielki Haseki Hürrem Sultan Camii, meczet będący częścią vakfu ufundowanego przez sułtankę. W pobliżu zobaczyć też można inne instytucje jej imienia, jak szpital czy centrum edukacyjne.
Meczety Mihrimah
W Stambule stoją dwa meczety sułtanki Mihrimah. Żeby obejrzeć starszy, trzeba udać się do azjatyckiej części miasta, w pobliże stacji metra Üsküdar. Zbudowany oczywiście przez Sinana w latach 1543-48 z ciosanego kamienia, wewnątrz został wykończony marmurem.
Drugi, większy meczet, zbudowano 20 lat później po europejskiej stronie Stambułu, w pobliżu murów miejskich. W grobowcach przy świątyni pochowano Ayşe Hümaşah, córkę Mihrimah oraz innych członków jej rodziny.
Wieża Panny
Jest jedną z ikon Stambułu. Powstała w XII w. jako bizantyjska forteca zbudowana na skale wystającej z wód Bosforu, chociaż niektóre źródła wskazują, że może pochodzić nawet z 340 r. p.n.e. Znajduje się około 200 m od azjatyckiego brzegu dzielnicy Uskudar. Jej obecny wygląd pochodzi z XVIII w. Służyła za punkt poboru podatków, wieżę obronną i latarnię morską. Do niedawna należała do Marynarki Wojennej a obecnie mieści się w niej prywatna luksusowa restauracja. Związanych jest z nią kilka legend, w tym o córce sułtana, skąd wzięła się jej obecna nazwa. W serialu w tej wieży więziono babcię sułtana Ahmeda.
Meczet Cihangira
Meczet Cihangira stoi na wzgórzu nad Bosforem w dzielnicy Beyoğlu. Budynek zaprojektowany przez Sinana, był wielokrotnie niszczony przez trzęsienia ziemi i pożary, a jego ostatnia przebudowana wersja pochodzi z XIX w. Gdy byłam tam ostatnim razem, był zamknięty z powodu prac renowacyjnych, zakończonych w 2018 r.
Twierdza Rumeli Hisarı
Twierdza Rumeli Hisarı, która wielokrotnie pojawiała się w serialu, stoi po europejskiej stronie miasta przed drugim mostem bosforskim. Została ukończona w zaledwie 4 miesiące w 1452 r., a więc przed czasami Sulejmana Wspaniałego, na rozkaz sułtana Mehmeta II. Do warowni można dotrzeć autobusem lub promem. Z twierdzy zostały mury, w środku nic nie ma, dlatego nie polecam tam wchodzić. Wystarczy zobaczyć ją z wody w czasie rejsu po Bosforze.
Twierdza Yedikule
Po zachodniej stronie miasta ciągną się mury miejskie. W swojej historii miasto było otaczane murami czterokrotnie, a ich pozostałości, o długości 21 km, należą do najdłuższych w Europe. W murach Stambułu mieści się ponad 50 bram i 300 bastionów. Przy murach od strony Morza Marmara zachowała się okrągła twierdza Yedikule, która również była scenerią serialu. Można do niej dojechać metrem Marmaray.
Śladom Wspaniałego Stulecia, które można znaleźć w innych miastach Turcji poświęcę osobny wpis.
W czasie mojej pierwszej od wybuchu pandemii koronawirusa podróży do Turcji, bezpośrednie połączenia lotnicze z Polski do Turcji były zakazane, dlatego byłam zmuszona lecieć z Niemiec. Wybrałam bezpośredni rejs z Berlina Tegel do Antalyi linią Sunexpress.
Przelot do Turcji
Mimo że samo lotnisko Tegel zawsze było kiepskim miejscem na rozpoczęcie podróży czy przesiadki, to z powodu pandemii spodziewałam się tam niemieckiego porządku. Zamiast tego zobaczyłam wszechobecny bałagan, osoby odprowadzające kręcące się po terminalu mimo sprawdzania kart pokładowych przy wejściu i kolejki nie wiadomo dokąd. Boarding odbywał się autobusami i tu zauważyłam jedyny plus – zamiast upychania wszystkich do jednego pojazdu, przewożono po ok. 20 osób.
Samolot był pełny. Przy wejściu załoga rozdawała chusteczki antybakteryjne, ale poza tym wszystko, łącznie ze sprzedażą posiłków i artykułów duty free, odbywało się normalnie. Pasażerowie chyba ograniczyli chodzenie po pokładzie i wizyty w toalecie. W trakcie lotu rozdano karty lokalizacyjne do wypełnienia, które trzeba było oddać przy kontroli granicznej. Po wylądowaniu poproszono pasażerów o pozostanie na miejscach i opuszczanie samolotu rzędami. O dziwo, dostosowali się do tego nawet Turcy.
W terminalu nie było dodatkowych kontroli stanu zdrowia czy temperatury. Samo lotnisko sprawiało przygnębiający widok, jak kilka lat temu, gdy z powodu puczu i zamachów ruch lotniczy do Turcji zamarł.
Antalya w czasie pandemii
Życie w mieście toczy się prawie normalnie. W środkach transportu publicznego obowiązuje noszenie maseczek. W odróżnieniu od Polski przestrzegają tego wszyscy i w całym autobusie trafiały się tylko 1-2 osoby z odsłoniętym nosem. Jak zwykle do autobusu wchodzi się drzwiami przy kierowcy, którego jedyną ochroną jest maseczka, ponieważ nie zainstalowano dodatkowych przesłon. W autobusach nie ma tłoku.
Maseczki trzeba nosić w sklepach i jest to egzekwowane w sieciówkach, ale w prywatnych punktach już niekoniecznie. Nie przestrzegają tego nawet sprzedawcy. W centrach handlowych, oprócz typowej kontroli bezpieczeństwa (bramki do wykrywania metalu i skanery bagażu), obsługa mierzy wchodzącym temperaturę. Pomiar bywa też prowadzony (nie zawsze) w kawiarniach sieci Starbucks. W sklepach i restauracjach dostępne są płyny do dezynfekcji rąk.
W restauracjach kelnerzy noszą maseczki. Wybór potraw jest prawie taki jak zawsze. Jedyną pozycją, której nie mogłam dostać z powodu pandemii, był yayık ayran, czyli ayran wytwarzany na miejscu w restauracji. Pisałam o nim w artykule Subiektywny przewodnik po kuchni tureckiej.
Stare miasto w Antalyi, sklepy i restauracje dla turystów są wyludnione jak poza sezonem. Ale po okolicznych ulicach centrum chodzi sporo mieszkańców. Publiczna plaża jest pełna ludzi, oprócz Turków słychać głównie Rosjan, którzy stanowią duży odsetek mieszkańców miasta. Ludzie urządzają pikniki w parkach i przesiadują w kawiarniach. Osiedlowy targ organizowany raz w tygodniu był pełny kupujących i mało kto nosił maseczkę.
Z powodu koronawirusa nie działa Eye of Antalya, drugie największe koło młyńskie w Europie.
Po wcześniejszych gwałtownych wzrostach, ceny rękawiczek, maseczek i płynów do dezynfekcji wróciły do normalności. W Turcji powszechnie używa się wody kolońskiej, najczęściej o zapachu cytrynowym i zawartości 80% alkoholu. 400 ml takiej wody można bez problemu kupić za średnio 14 lir (8 zł), 50 szt. rękawiczek lateksowych kosztuje 15-20 lir, 10 szt. nitrylowych – 7 lir.
Lot powrotny do Europy
Wylot z Antalyi do Niemiec również odbywał się normalnie. Przed pierwszą kontrolą bezpieczeństwa przy wejściu do terminala pasażerowie wpuszczani są pojedynczo, prawdopodobnie znajduje się tam kamera mierząca temperaturę. W hali odlotów niektóre miejsca siedzące zasłonięto taśmą w celu zachowania dystansu. Również tu autobusy przewożące pasażerów do samolotu zabierały znacznie mniej osób niż normalnie.
W rejsie powrotnym do Berlina nie rozdawano kart lokalizacyjnych. Samolot był zapełniony mniej niż w połowie. De-boarding miał się odbywać rzędami, ale nie było to już tak skrupulatnie egzekwowane jak w trakcie lotu do Turcji.
Aktualizacja: loty do Turcji w 2021 r.
Obecnie przed lotem do Turcji wymagane jest zaświadczenie o negatywnym wyniku testu PCR. Nie ma obowiązku odbycia kwarantanny po przylocie.
Prowincje tureckie podzielone są na grupy wg skali ryzyka zakażeniem. W całym kraju obowiązuje godzina policyjna i ograniczenia, m.in. w restauracjach.
Od kilku lat mieszkam w Londynie. Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji, by pozwiedzać Wielką Brytanię. Do Szkocji chciałam się wybrać już od dłuższego czasu i w końcu nadarzyła się sposobność. Udało mi się znaleźć dobrą ofertę na weekend – wylot w sobotę rano, powrót w niedzielę wieczorem. Czas na miejscu musiałam więc sobie bardzo dobrze rozplanować. Podróż do Szkocji zimą jest dość ryzykowna ze względu na pogodę, o czym przekonałam się bardzo szybko.
Lotnisko i komunikacja
Z Londynu loty do Edynburga odbywają się kilka razy dziennie ze wszystkich pięciu lotnisk i często można trafić na okazje tańsze niż pociąg. Podróż zajmuje tylko godzinę i 20 minut (dla porównania pociąg jedzie 4,5-5 godzin). Z Polski do Edynburga można dolecieć tanimi liniami z większości lotnisk, a podróż zajmuje około 2,5 godziny.
Lotnisko w Edynburgu znajduje się 13 km od centrum miasta i jest z nim bardzo dobrze skomunikowane. Do wyboru mamy kilka opcji dojazdu. Warto ściągnąć sobie aplikację Transport for Edinburgh, która wyszuka nam różne opcje, oraz powiązaną z nią TfE M-Tickets, na której w prosty sposób można kupić bilety autobusowe.
Autobusy do centrum kursują spod samego terminala i obsługiwane są przez firmę Lothian Buses. Bilet w jedną stronę kosztuje 4,50£, w dwie 7,50£. Można je kupić w autobusie lub przez aplikację. Przy tej drugiej opcji należy pamiętać, by aktywować bilet dopiero przed samym wejściem, ponieważ ważny jest tylko przez 5 minut po aktywacji. Wystarczy pokazać go kierowcy i już można wsiadać.
Ja zdecydowałam się na autobus Airlink 100, który jest najszybszy i przejeżdża przez samo centrum. Miejsca są przestronne, przy każdym siedzeniu znajduje się gniazdko USB, w autobusie działa też bezpłatne WiFi. Podróż trwa około 30 minut. Wszystkie przystanki są na żądanie, musimy więc nacisnąć przycisk STOP. Wyświetlacz w autobusie pokazuje 3 kolejne, więc łatwo możemy ocenić, który jest dla nas najdogodniejszy.
Inne linie kursujące z lotniska, to Skylink 300, który jedzie trochę dłuższą trasą i dojeżdża aż do pałacu Holyrood oraz Skylink 200 (ten omija centrum i jedzie do Ocean Terminal). Istnieje jeszcze opcja dojazdu do centrum tramwajem. Przystanek znajduje się jednak już troszkę dalej od terminala, a bilet kosztuje 5,50£ (8,50£ w dwie strony). Kupimy go w automacie (kartą lub odliczonymi monetami).
Transport miejski
Lothian Buses obsługuje też autobusy poruszające się po mieście. Bilet jednorazowy kosztuje wtedy 1,70£. Można go kupić w aplikacji lub w autobusie – kartą zbliżeniową lub odliczoną kwotą bezpośrednio u kierowcy (monety wrzucamy wtedy do skrzyneczki, a kierowca nie ma możliwości wydania reszty). W nowszych pojazdach znajdziemy gniazdka USB do ładowania telefonu. Jeśli planujemy więcej niż 2 przejazdy jednego dnia, warto rozważyć bilet całodzienny, który kosztuje 4,50£. Centrum Edynburga jest jednak na tyle małe, że nie miałam problemów z poruszaniem się na piechotę.
Zamek i okolice
By nie marnować czasu, zwiedzanie postanowiłam zacząć od razu po przyjeździe. Wysiadłam na przystanku na Princes Street – nowoczesnej ulicy z mnóstwem sklepów, nad którą góruje najważniejsza atrakcja miasta – majestatyczny zamek. Twierdzę zbudowano na wzgórzu, droga do niej jest więc dość męcząca, ale widoki ze szczytu rekompensują trudy. Zamek otwarty jest prawie codziennie, w środku znajduje się wiele atrakcji, a o 13tej oddawana jest salwa armatnia. Ja niestety miałam pecha – nad Wielką Brytanią przechodził akurat huragan Dennis. Ze względu na silny wiatr twierdzę zamknięto. Dostępny był tylko dziedziniec przed wejściem, z którego roztacza się wspaniały widok na całe miasto.
Przed przyjazdem warto odwiedzić stronę internetową zamku, gdzie znajdziemy godziny otwarcia (różne w zależności od sezonu) i kupimy bilet wstępu (taniej niż w kasie na miejscu i bez czekania w kolejce). Gdyby ktoś miał takiego pecha jak ja, koszty rezerwacji zostałyby zwrócone lub obsługa zmieniłaby termin. Informacje o wszelkich nieprzewidzianych zmianach w godzinach otwarcia pojawiają się na Twitterze.
Przed wejściem na zamkowy dziedziniec znajdują się dwie ciekawe, ale dość drogie atrakcje: The Scotch Whiskey Experience – replika destylarni whisky oraz Camera Obscura. Do tego drugiego miejsca kolejka stała dookoła budynku, bo biletów nie można jeszcze kupić przez Internet.
Greyfriars Kirkyard i pies Bobby
Edynburg jest miastem o niezwykłym klimacie – szarym i mrocznym, a jednocześnie tajemniczym. Popularne są tutaj wieczorne wycieczki śladami morderstw i duchów, a ostatnio również Harrego Pottera. Je postanowiłam wytyczyć sobie swoją własną trasę.
Z zamku przeszłam się ulicą Lawnmarket, a następnie skręciłam w George IV Bridge, minęłam Bibliotekę Narodową, by po prawej stronie zobaczyć The Elephant House. To w tej niepozornej kawiarni powstawały książki o Harrym Potterze.
Kilka kroków dalej natrafimy na Greyfriars Bobby’s Bar, przed którym znajduje się niewielki pomnik pieska Bobby’ego. Ten mały terier przez 14 lat czuwał przy grobie swego właściciela. Cmentarz Greyfiars Kirkyard, na którym został pochowany, znajduje się zaraz obok, a pomnik upamiętniający miejsce jego spoczynku stoi naprzeciwko bramy wejściowej. Nie da się go przegapić – fani układają pod nim psie zabawki i patyki do rzucania. Ten piękny cmentarz znany jest też z tego, że to po nim przechadzała się J.K. Rowling, szukając wśród nazwisk inspiracji do swoich książek. Jeśli więc dobrze poszukamy, znajdziemy tam grób Tom’a Riddle’a, który nieświadomie użyczył swojego imienia ludzkiej postaci Lorda Voldemorta.
National Museum of Scotland
Naprzeciwko Greyfriars Bobby’s Bar zobaczymy National Museum of Scotland – zdecydowanie warte odwiedzenia (zwłaszcza, że wstęp jest darmowy!), otwarte codziennie od 10tej do 17tej. Na jego zwiedzanie należy przeznaczyć kilka godzin, ponieważ ilość atrakcji jest zadziwiająca. Znajduje się w nim masa przeróżnych kolekcji – technologii i nauki, transportu, archeologii, świata naturalnego czy historii Szkocji, by wymienić tylko kilka. Można tutaj zobaczyć zegar milenijny, szachy z Lewis (rozsławione w filmie Harry Potter i Kamień Filozoficzny) wypchaną owcę Dolly, spróbować biegania w „kole chomika” czy porozmawiać z robotem. Wiele wystaw jest multimedialnych lub stworzonych w formie zabawy. Warto wybrać się tam z dziećmi, ale dorośli też będą zachwyceni.
Royal Mile i małe muzea
Z muzeum wróciłam do Royal Mile czyli głównej ulicy starego miasta, a właściwie czterech ulic: Castle Hill, Lawnmarket, High Street i Canongate. Ciągną się one od zamku do Pałacu Holyrood (oddalonych o milę od siebie, stąd nazwa). Znajdują się przy nich zabytkowe kamienice, w których obecnie mieszczą się sklepy z pamiątkami, restauracje i puby. Można tu też spotkać licznych artystów ulicznych, na przykład kobziarzy w tradycyjnych strojach (których nie odstraszył nawet wiatr i deszcz).
Jednym z zabytków tej części miasta jest Katedra św. Idziego, której historia sięga XII wieku. Wstęp do kościoła jest bezpłatny, przy wejściu można jednak złożyć dobrowolną 5-funtową darowiznę na konserwację zabytku. Pozwolenie na fotografowanie we wnętrzu płatne jest 2£, nie widziałam jednak by ktokolwiek tego pilnował lub respektował. Istnieje możliwość wejścia na dach z przewodnikiem. Koszt takiej wycieczki to 6 funtów.
W okolicy Royal Mile znajduje się cala masa malutkich, bezpłatnych muzeów. Warto wejść do kilku, by przynajmniej zobaczyć wnętrza kamienic, ale też poznać interesujące fakty o Szkocji i życiu jej mieszkańców. Ja zdecydowałam się na trzy. Muzeum Pisarzy, położone w głębi jednej z bram, poświęcone jest znanym szkockim twórcom, m.in. Sir Walterowi Scottowi (polecam tylko pasjonatom, bo poza rękopisami i kilkoma rycinami, nie znajdziemy tam wiele). Ciekawe Muzeum Historii Ludu (The People’s Story Museum) opisuje dzieje ludu pracującego w Edynburgu. Naprzeciwko niego zwiedzić możemy Muzeum Edynburga, opowiadające historię miasta, chociaż, moim zdaniem, w dość ubogi sposób. Opisy wszystkich muzeów oraz godziny ich otwarcia znajdziemy na stronie Museums & Galleries Edinburgh.
Bary na Royal Mile
Royal Mile to także liczne bary, kawiarnie i restauracje. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – fastfoody, znane sieciówki czy klimatyczne tradycyjne puby. Ceny wszędzie są mniej więcej podobne. Ja decydowałam się na pub No. 1, ponieważ był mniej zatłoczony. Warto skusić się na lokalne specjały. Oczywiście, jak w całej Wielkiej Brytanii, tutaj również dostaniemy klasyczną rybę z frytkami. Charakterystycznym specjałem dla tego regionu jest również haggies (owcze podroby, wymieszane z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszyte i duszone w owczym żołądku). W smaku przypominają białą kaszankę.
Od Holyrood do Calton Hill
Idąc dalej Royal Mile dojdziemy do nowoczesnego budynku Szkockiego Parlamentu i Pałacu Holyrood – oficjalnej rezydencji brytyjskiej rodziny królewskiej w Szkocji. Jeśli nie przebywa w nim królowa, pałac można zwiedzać. Koszt to 16,50£ (albo 21,60£ za bilet łączony z wystawą poświęconą Leonardo da Vinci w galerii królewskiej). Nad pałacem góruje też najwyższy szczyt parku Holyrood, zwany Tronem Artura. Z góry roztacza się ponoć piękny widok na całe miasto, wędrówka jest jednak dość długa, konieczna jest więc sprzyjająca pogoda.
Zamiast wracać tą samą drogą, można skierować się w Calton Road. Po prawej stronie pojawi się pięknie położony, stary cmentarz – NewCalton Burial Ground. Na szczycie wznosi się Burns Monument – pomnik upamiętniający szkockich poetów. Z cmentarza roztacza się wspaniały widok na miasto i pałac Holyrood.
Naprzeciwko Burns Monument zobaczymy budynek Nowego Parlamentu, a idąc dalej dojdziemy do siedziby szkockiego rządu. W tym miejscu warto skręcić w prawo i rozpocząć krótką wspinaczkę naCalton Hill. Jest to wzgórze nazywane Akropolem Północy i wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znajdują się tutaj m.in. National Monument of Scotland (pomnik mający upamiętniać Szkotów poległych w wojnach napoleońskich) czy obserwatorium miejskie z 1776 r. Bardzo silny wiatr i zacinający deszcz nie zachęcał mnie do dłuższego rozkoszowania się widokami, więc po kilku zdjęciach ruszyłam w drogę powrotną.
Edynburg dysponuje bardzo dobrą bazą noclegową. Ja zdecydowałam się na skorzystanie z Airbnb. Znalazłam bardzo przyjemny pokój w kamienicy położonej 20 minut spacerem od centrum. Jedna noc kosztowała tylko 23,10£.
Dzień drugi – HMY Britannia
Następnego dnia śniadanie zjadłam w Cafe Rouge. Ceny, jak na Wielką Brytanię, bardzo przystępne – za typowo szkocki posiłek zapłaciłam 6,95£. Niestety, pogoda dalej była niesprzyjająca. Rozpogodziło się, ale silny wiatr nie pozwolił na otwarcie zamku. Pojechałam więc do Ocean Terminal – centrum handlowego położonego w dawnych dokach na północy miasta (około 30 minut autobusem). Kryje ono jedną z ciekawszych, moim zdaniem, atrakcji Edynburga – Her Majesty’s Yacht Britannia, dawny jacht Królowej Elżbiety II, udostępniony obecnie do zwiedzania. Zaskoczyło mnie, że wchodzi się do niego z drugiego piętra centrum handlowego. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 17£. W cenie dostajemy audioprzewodnik (istnieje opcja ustawienia języka polskiego).
Statek ten przez 43 lata służył królowej za dom na wodzie, gościł mnóstwo najważniejszych osób na świecie, a także odbyli nim podróż poślubną książę Karol i księżna Diana. Możemy tu zobaczyć kabiny królowej i jej męża (z zaskakująco wąskimi łóżkami), salę jadalną, gabinet królowej, miejsca wypoczynku rodziny królewskiej, ale także pomieszczenia załogi, maszynownię, pralnię czy szpital. Ciekawą zabawą jest szukanie piesków corgi – maskotki porozstawiane są po całym statku. Na koniec można odebrać pamiątkową przypinkę i wziąć udział w losowaniu nagrody.
Na statku mieści się sklepik wyrabiający tradycyjne angielskie fudge – krówki o różnych smakach, których można spróbować za darmo. Ja skusiłam się na rumowo-rodzynkowe.
Po zwiedzeniu statku warto wstąpić jeszcze na chwilę do położonego zaraz obok The Living Memory Association. Jest to muzeum wspomnień. Znajduje się w nim masa sprzętów, zabawek i przedmiotów z minionych lat. Wszystkiego można dotykać, jest to też ciekawa atrakcja dla dzieci.
Okolice Princes Street
Zostało mi jeszcze trochę czasu przed powrotem do Londynu, przeszłam się więc Princes Street – jedną z głównych ulic handlowych. Najbardziej charakterystyczną atrakcją tej ulicy jest Scott Monument – pomnik upamiętniający Sir Waltera Scotta. Zaraz obok znajdują się The Royal Scottish Academy (z wystawą sztuki nowoczesnej) oraz National Gallery of Scotland. Wejścia do obu są bezpłatne.
Przy Princes Street położony jest również piękny park z masą pomników. Niestety, ze względu na pogodę został on zamknięty. Mnie interesowała jedna rzeźba, na szczęście dobrze widoczna z ulicy, upamiętniająca Misia Wojtka i polskich żołnierzy z czasów drugiej wojny światowej. Ten słynny niedźwiedź zmarł właśnie w zoo w Edynburgu w 1963 roku. W 2015 roku doczekał się swojego pomnika.
Idąc dalej Princes Street dojdziemy do dwóch kościołów – Św. Jana oraz parafialnego św. Cuthberta i do przyległego do nich cmentarza (malowniczo położonego pod wzgórzem zamkowym). Zaraz obok znajduje się przystanek Airlink 100, którym wrócimy na lotnisko, jest to więc dobry sposób na zakończenie zwiedzania.
Zima w Oslo ogranicza możliwości zwiedzania. Dni są krótkie. W styczniu, kiedy wybrałyśmy się na wycieczkę, słońce wschodziło przed 9 i zachodziło po 16. Muzea otwierają się o 10-11 i zamykają o 16. Dodatkowo, część atrakcji, np. Pałac Królewski czy Zamek Akershus są nieczynne. Nie pływa też prom do Bygdøy, gdzie mieszczą się najciekawsze muzea. Poza tym pogoda może uprzykrzyć chodzenie po mieście. W czasie naszego pobytu, pierwszego wieczora padał deszcz, uniemożliwiając robienie zdjęć. Drugiego dnia było pochmurno, tylko po południu na chwilę wyszło słońce. Trzeciego dnia na skoczni Holmenkollen padał śnieg, a chmury utrudniły podziwianie panoramy Oslo. Biorąc pod uwagę krótkie dni i pogodę, zdecydowałyśmy się tak ułożyć plan zwiedzania, żeby większość czasu spędzać w muzeach, ograniczając do minimum chodzenie po mieście.
Spacer po mieście
Po przylocie, zakwaterowaniu w hotelu i obiedzie, przespacerowałyśmy się w deszczu głównym deptakiem miasta, Karl Johans gate, od katedry do Pałacu Królewskiego. Dalej przeszłyśmy obok budynku Ratusza, przez stare miasto na wybrzeże, pod budynek Opery i na koniec do dworca, do rzeźby Tygrysa.
Katedra
Niewielką, XVII-wieczną katedrę wyróżniają malowidła na drewnianym suficie. Odbywają się w niej śluby i pogrzeby członków rodziny królewskiej oraz norweskiego rządu. Otwarta jest od 10 do 16, dlatego do środka zajrzałyśmy dopiero ostatniego dnia, w drodze powrotnej na lotnisko.
Karl Johans gate
Karl Johans gate to główna ulica miasta, łącząca główny dworzec Oslo z Pałacem Królewskim. Stoją przy niej XIX-wieczne gmachy Parlamentu,Teatru Narodowego i stare budynki Uniwersytetu. Między Parlamentem i Teatrem znajduje się park z publicznym lodowiskiem, które z powodu deszczu i dodatniej temperatury pokrywała kilkucentymetrowa warstwa wody.
Pałac Królewski
Na końcu Karl Johans gate, na wzniesieniu, otoczona XIX-wiecznym parkiem, stoi rezydencja rodziny królewskiej. Codziennie o 13:30 odbywa się przed nią zmiana warty. Latem wnętrza dostępne są dla zwiedzających.
Ratusz
Budowę tego ogromnego ceglastoczerwonego gmachu ukończono w 1950 r. na 900-lecie miasta. Stoi przy nabrzeżu, otoczony równie wielkimi rzeźbami. Zaskoczyła mnie cisza przed ratuszem, który znajduje się przecież w centrum Oslo. Z poprzedniego pobytu pamiętam, że przejeżdżaliśmy ulicą przed budynkiem. Teraz kursują tam tylko tramwaje.
Twierdza Akershus
Spod ratusza jest ładny widok na średniowieczną twierdzę Akershus. Zbudowana na przełomie XII i XIII w, przez stulecia służyła władcom Norwegii, przetrwała wiele oblężeń i nigdy nie została zdobyta. Na terenie twierdzy, oprócz zamku znajduje się Muzeum Sił Zbrojnych i Muzeum Oporu Norwegii oraz Ministerstwo Obrony, Królewskie Mauzoleum oraz biuro Premiera. Twierdza i muzea są otwarte przez cały rok, ale zamek i mauzoleum są dostępne tylko w niektóre dni tygodnia od maja do listopada.
Opera
Gdy byłam w Oslo po raz pierwszy, gmachu Opery nad brzegiem zatoki Oslofjorden jeszcze nie było. Otwarto go w 2008 r. i stał się najbardziej rozpoznawalnym budynkiem w mieście. W holu dominuje ciepłe, dębowe drewno. Pokryty włoskim marmurem dach sprawia wrażenie śliskiego, ale można po nim bez obaw spacerować i podziwiać panoramę miasta, z widoczną w oddali skocznią Holmenkollen.
Rzeźba Tygrysa
Pomnik Tygrysa przed budynkiem dworca Oslo S został ufundowany na tysiąclecie miasta, noszącego przydomek Tigerstaden (tygrysie miasto). Nazwy tej w 1870 r. użył norweski poeta w wierszu opisującym walkę między koniem a tygrysem. Tygrys reprezentował niebezpieczne miasto, a koń bezpieczną wieś. Obecnie pomnik jest jednym z najczęściej fotografowanych w Oslo.
Rano powtórzyłyśmy pierwszą część trasy pod Pałac Królewski, gdzie wsiadłyśmy w autobus nr 30 jadący na półwysep Bygdøy, na którym znajdują się najciekawsze muzea w mieście.
Muzeum statku Fram
Na skraju półwyspu Bygdøy mieszczą się trzy muzea: Fram, Kon-Tiki i Muzeum Morskie. Przy wejściu do muzeum statku polarnego Fram widnieje informacja, że jest to najlepsze muzeum w Norwegii i faktycznie, nie jest to stwierdzenie na wyrost.
Statek Fram, zbudowany w 1892 r., uczestniczył w trzech wielkich wyprawach polarnych, Fridtjofa Nansena (1893-1896), Ottona Sverdrupa (1898-1902) i Roalda Amundsena (1910-1912). W 1936 r., po wyremontowaniu, umieszczono go w muzeum. Kilka lat temu dobudowano drugi budynek, gdzie ustawiono statek Gjøa, który w latach 1903-1906 jako pierwszy przepłynął Przejście Północno-Zachodnie, czyli drogę z Europy do Azji przez Archipelag Arktyczny.
W muzeum można obejrzeć ciekawy, kilkunastominutowy film o wyprawach polarnych, wejść na pokład i do wnętrz obu statków. Ponadto zaprezentowane są zdjęcia, dokumenty i pamiątki związane z wyprawami polarnymi zarówno morskimi, jak i lotniczymi: wodnosamolotami i sterowcem. Obejrzenie muzeum zajęło nam około 1,5 godziny, ale warto na nie poświęcić więcej czasu, rezygnując np. z wizyty w Muzeum Morskim.
Muzeum Kon-Tiki
Drugim wartym odwiedzenia miejscem w tej części półwyspu jest muzeum Kon-Tiki. Poświęcono je wyprawom Thora Heyerdahla, który na zbudowanej z balsy tratwie Kon-Tiki przepłynął Ocean Spokojny, a później na papirusowej tratwie Ra II Ocean Atlantycki. W muzeum znajdują się oryginalne tratwy i pamiątki z tych i pozostałych ekspedycji Heyerdhala, jego prywatne archiwum i biblioteka.
Norweskie Muzeum Morskie
Obok muzeów Fram i Kon-Tiki znajduje się Norweskie Muzeum Morskie, poświęcone morskiej historii kraju. W naszej opinii było najmniej ciekawe. Zaraz przy wejściu stoi kilka niedużych łodzi i zbiór galionów – rzeźb z dziobów statków. Kolejnych kilka sal mieści modele statków, przedmioty używane w rybołówstwie, znaleziska archeologiczne i obrazy marynistyczne. Najbardziej spodobał nam się model wnętrza statku z kajutami i wyposażeniem. Jeżeli dysponuje się czasem, to można tu zajrzeć. Pod warunkiem, że ma się Oslo Pass – inaczej szkoda pieniędzy na bilet.
Muzeum Łodzi Wikingów
W odległości nieco ponad kilometra w stronę miasta znajdują się dwa kolejne muzea. Można do nich przejść pieszo lub wrócić autobusem. Pierwszym jest Muzeum Łodzi Wikingów. Mieszczą się w nim trzy łodzie pogrzebowe datowane na IX i X w. n.e. Dwie zachowały się w całości, trzecia we fragmentach. Oprócz łodzi, w muzeum obejrzeć można drewniany wóz konny i niewielki zbiór innych przedmiotów znalezionych na statkach. Muzeum powstało w latach 30. XX w. i może dlatego nie robi wielkiego wrażenia, a ekspozycja jest skromna. Podobnie jak Muzeum Morskie, raczej dla pasjonatów.
Norweskie Muzeum Ludowe
Dużo ciekawszym, ale jednocześnie wymagającym poświęcenia znacznie więcej czasu jest mieszczące się w odległości kilku minut pieszo Norweskie Muzeum Ludowe. Ten największy w Norwegii skansen składa się z ponad 140 budynków z różnych epok i rejonów kraju. Jednym z najcenniejszych zabytków jest XIII-wieczny kościół klepkowy przeniesiony z miejscowości Gol. Bardzo ciekawy fragment skansenu stanowi Stare Miasto z kamienicami, sklepami i stacją benzynową. W kamienicach zrekonstruowano typowe mieszkania z różnych okresów XIX i XX w.
Latem skansen ożywa, organizowane są wystawy czasowe, a w budynkach i zagrodach spotkać można rzemieślników i zwierzęta.
Szybkie obejście terenu muzeum zajęło nam kolejne 1,5 godziny.
Muzeum Muncha
Z półwyspu Bygdøy pojechałyśmy do Muzeum Muncha. Słynny „Krzyk” mieści się w zbiorach Muzeum Narodowego, które obecnie jest zamknięte. Ale galeria poświęcona tylko temu słynnemu artyście chwali się największą na świecie kolekcją jego dzieł, 28 tysięcy eksponatów! Ku naszemu totalnemu rozczarowaniu okazało się, że w budynku otwarte są tylko cztery sale. W pierwszej jest kilkanaście nieznanych dzieł Muncha, w drugiej krajobrazy namalowane przez innych artystów, w trzeciej jeszcze jakieś dwa obrazy nie Muncha i w czwartej, jedyne jego znane dzieło – Madonna.
Wizyta w Muzeum Muncha to strata czasu, nawet z kartą Oslo Pass. Miejsce znalazło się na drugim miejscu naszej listy najgorszych odwiedzonych muzeów, zaraz za Muzeum Penisów w Reykjaviku.
Po wizycie w Muzeum Muncha pojechałyśmy do centrum miasta, pod gmach Opery. Weszłyśmy na dach porobić zdjęcia, a następnie, żeby nie tracić czasu, wsiadłyśmy w tramwaj jadący do Ratusza.
Centrum Pokojowej Nagrody Nobla
Obok Ratusza znajduje się Centrum Pokojowej Nagrody Nobla, która jako jedyna jest wręczana w Oslo, a nie w Sztokholmie. Muzeum otwarto w 2005 r. w dawnym budynku dworca kolejowego. To miejsce czynne jest aż do godziny 18. Składa się tylko z trzech sal. Dwie przeznaczone są na wystawy czasowe poświęcone ostatnim laureatom, a w jednej mieści się stała wystawa multimedialna. W ciemnej sali ustawiono tablety ze zdjęciami zdobywców nagrody. Zbliżenie się do ekranu powoduje wyświetlenie informacji o laureacie. Na obejrzenie muzeum wystarczy kilkanaście minut, można do niego zajrzeć, jeśli dysponuje się wolną chwilą i Oslo Pass.
Loty powrotne do Krakowa i Londynu miałyśmy zaplanowane na popołudnie, dlatego wcześniej mogłyśmy odwiedzić jeszcze dwa miejsca w Oslo. Najpierw pojechałyśmy tramwajem nr 12 spod dworca do parku Vigelanda.
Park Vigelanda
Gustav Vigeland (1869-1943) był norweskim rzeźbiarzem, autorem pomników znanych Skandynawów, który poświęcił ponad połowę życia na realizację kompozycji w Parku Frogner. Składa się ona z 212 rzeźb przedstawiających w sumie prawie 600 nagich postaci z kamienia i brązu. Prace nad kompleksem parkowym zaczęły się w 1907 r. od zamówienia na projekt fontanny. Stopniowo Vigeland tworzył rzeźby wokół fontanny oraz ozdabiające parkowy most. Zwieńczeniem była kolumna Monolitten, wykonana z pojedynczego bloku granitu, złożona ze 121 postaci. Prace trwały do końca lat 40. Vigeland był projektantem rzeźb, które wykonał zatrudniony przez niego zespół kamieniarzy i odlewników.
Skocznia Holmenkollen
Z parku przeszłyśmy na stację kolei T-bane, którą pojechałyśmy do Holmenkollen. Mimo braku śniegu w samym mieście, w pociągu towarzyszyli nam narciarze z biegówkami. I rzeczywiście, na stacji w Holmenkollen leżał śnieg. Skocznia stoi na wzgórzu, z którego roztacza się widok na miasto. Przejazd od parku Vigelanda zajmuje 20 minut, spacer pod skocznię kolejnych 15.
Skocznię wielokrotnie przebudowywano, obecna wersja została otwarta w 2010 r. Od 1892 r. co roku w marcu odbywa się tu Holmenkollen Ski Festival, traktowany jak norweskie święto narodowe.
U podstawy budowli mieści się najstarsze na świecie muzeum narciarstwa. Na szczycie skoczni jest otwarta platforma widokowa, dostępna dla zwiedzających. Wjeżdża się na nią tą samą windą, której używają skoczkowie, można zobaczyć salkę, w której czekają na oddanie skoku oraz schody prowadzące na belkę startową.
Po wizycie na skoczni wróciłyśmy pociągiem T-bane do miasta, a stamtąd na lotnisko.
Mimo krótkich styczniowych dni udało nam się zobaczyć w Oslo prawie wszystko, co zaplanowałyśmy. Poszłybyśmy jeszcze do twierdzy Akershus, do wnętrza Ratusza i do Muzeum Narodowego, gdyby były otwarte.
Najbardziej podobało nam się muzeum statku Fram i skansen, ogromne wrażenie zrobiła też skocznia Holmenkollen. Stolica Norwegii warta jest odwiedzenia i pewnie tam jeszcze wrócimy.
Szukając miejsca na krótki wypad zimą, trafiłam na tanie bilety do Oslo. Nie było w tym nic szczególnego, bo Norwegia i Szwecja zazwyczaj znajdują się na szczycie listy najtańszych destynacji z Polski. Pomyślałam, że mimo zimy, a co za tym idzie – krótkich dni, warto się tam wybrać. Tym bardziej, że stolicę Norwegii odwiedziłam tylko raz, jeszcze w liceum. Teraz na dwudniowy „Oslo city break” poleciałam z siostrą, ona z Londynu, ja z Polski.
Przelot do Oslo
Z Polski do Oslo lata Ryanair, Wizzair, Norwegian, LOT i SAS. Bilety z małym bagażem podręcznym, który wystarczy na weekendowy wyjazd, łatwo kupić już za ok. 100 zł w dwie strony. Lot trwa 1,5-2 godziny.
Warto zarezerwować bilety na główne lotnisko, Oslo Gardermoen, leżące 48 km na północ od centrum miasta. Drugie lotnisko, Oslo Torp, leży aż 120 km na południe, więc dojazd do miasta jest droższy i zajmuje znacznie więcej czasu.
Oslo Gardermoen jest drugim największym portem w Skandynawii. W 2019 r. obsłużył prawie 29 mln pasażerów. Terminal lotniska jest przestronny, a drewniane elementy ocieplają wnętrze.
Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej, ale należy do strefy Schengen, więc podróżując z Polski nie przechodzi się przez kontrolę graniczną i można posługiwać się dowodem osobistym.
Wybór lotów z czterech lotnisk Londynu jest większy niż z Polski, a ceny biletów tanich linii są podobne. Oczywiście tradycyjnym przewoźnikiem zamiast LOTu jest British Airways. W pasującym nam terminie za bilety trzeba było zapłacić trochę więcej, bo ok. 250 zł. Lot trwa niecałe 2 godziny.
Oslo - płatności
Walutą Norwegii jest korona norweska (NOK). 1 NOK to 0,42 PLN / 0,08 GBP (kurs z lutego 2020). Tak jak w pozostałych krajach skandynawskich, praktycznie wszędzie można płacić kartą, dlatego w czasie pobytu nie korzystałyśmy z gotówki. Bez problemów akceptowano nasze karty Revolut i Curve.
Oslo - korzystanie z internetu
W Norwegii można korzystać z roamingu UE, dlatego nie trzeba kupować lokalnej karty SIM. Na lotnisku jest bezpłatny dostęp do internetu przez 4 godziny.
Dostęp do internetu przydaje się do sprawdzania rozkładów jazdy środków transportu. W tym celu, oprócz map Google, korzystałyśmy z aplikacji RouterReise. Internet jest też potrzebny do aktywowania karty Oslo Pass.
Karta Oslo Pass
Jeżdżąc po świecie, zwykle nie korzystam z miejskich kart dla turystów, ponieważ ich zakup z reguły się nie opłaca. Ale w Oslo taka karta bardzo się przydaje. Można z nią podróżować komunikacją miejską (w tym promami) w 1 i 2 strefie, wejść do ponad 30 muzeów, skorzystać z zewnętrznych basenów oraz ze zniżek na wycieczki z przewodnikiem i na jedzenie w niektórych restauracjach.
Kartę Oslo Pass można kupić na lotnisku, albo jeszcze przed przylotem, w aplikacji OsloPass. Dostępne są karty 24-, 48- i 72-godzinne, w cenie odpowiednio 445, 655 i 820 NOK. Dla dzieci i seniorów przewidziano zniżki.
Bez karty jeden przejazd autobusem czy tramwajem w 1 strefie kosztuje 37 NOK, bilet 24-godzinny 111 NOK, a bilet wstępu do muzeum 120-140 NOK. Łatwo policzyć, że cena 48-godzinnej karty Oslo Pass zwraca się już po odwiedzeniu 5 muzeów i jednym przejeździe autobusem.
Po zakupie online, kartę trzeba aktywować. Ponadto, co rano trzeba ściągnąć nowy kod QR i animację. W niektórych smartfonach odbywa się to automatycznie, pod warunkiem dostępu do internetu, w innych trzeba to zrobić ręcznie.
Aplikacja Visit Oslo
Oprócz Oslo Pass można ściągnąć aplikację Visit Oslo, która zawiera informacje m. in. o muzeach, miejscach wartych odwiedzenia i restauracjach. Przydaje się do sprawdzania godzin otwarcia interesujących nas atrakcji.
Przejazd z lotniska do miasta
Z Oslo Gardermoen (Oslo Lufthavn) do miasta jeżdżą autobusy i pociągi. Przejazd autobusem trwa ok. 50 min. i kosztuje 189 NOK. Znacznie szybciej, bo w 19 minut, dojedzie się pociągiem Airport Express. Pociągi kursują co 10 minut, a bilet kosztuje 199 NOK. Ale najlepszą opcją jest przejazd pociągiem regionalnym. Podróż do stacji Oslo S (Sentralstasjon) trwa tylko 4 minuty dłużej niż ekspresem, a kosztuje 109 NOK. Cenę biletu można jeszcze obniżyć z Oslo Pass.
W Norwegii w wielu miejscach, w tym w środkach transportu, obowiązują zniżki dla młodzieży, studentów i osób powyżej 67 roku życia.
Przejazd z lotniska z Oslo Pass
Z kartą Oslo Pass można korzystać z komunikacji miejskiej w 1 i 2 strefie. Lotnisko leży w strefie 4, więc należy dokupić bilet na brakujące strefy. W hali przylotów lotniska, przed zejściem na perony, znajdują się automaty biletowe i punkt obsługi klienta. Wystarczy pokazać aktywną kartę Oslo Pass, a osoba z punktu obsługi wydrukuje bilet na brakujący odcinek podróży, w cenie 48 NOK. W mieście, automaty i punkt obsługi znajdują się przy zejściu na perony na dworcu centralnym. Bilet dodatkowy na lotnisko kosztuje 61 NOK.
Oslo city break - gdzie nocować
Ceny hoteli w Oslo nie należą do niskich, ale czasem można upolować okazję. Nam udało się znaleźć pokój dwuosobowy ze śniadaniem w 3-gwiazdkowym hotelu Anker, 10 minut pieszo od dworca, za 260 zł za noc. Pokój był wygodny, łazienka prosta, ale z podgrzewaną podłogą, a wybór dań na śniadanie jak w dobrej klasy hotelach sieciowych. Zaskoczyły nas norweskie specjały – łosoś, śledzie i ser brunost, kilka rodzajów mleka i owocowe smoothie.
Oslo city break - gdzie jeść
Pierwszego wieczoru odwiedziłyśmy małą, ale bardzo popularną knajpkę Illegal Burger, serwującą burgery grilowane na węglu drzewnym. Poszczęściło nam się dostać stolik bez czekania, ale kilka minut później w lokalu stała już kolejka oczekujących na miejsce. Za średniej wielkości burgera trzeba zapłacić ok. 100 NOK. Woda, jak zwykle w Skandynawii, jest za darmo.
Drugiego dnia chciałyśmy spróbować typowej kuchni norweskiej. Wybrałyśmy leżącą poza ścisłym centrum i przez to tańszą, historyczną restaurację Schrøder, działającą od 1925 r. Miejsce to występuje w powieściach Jo Nesbø. Spróbowałyśmy kotleta mielonego z renifera oraz dania z trzema rodzajami mięsa, serwowanych z ziemniakami i kapustą zasmażaną / warzywami na parze. Za ten obiad zapłaciłyśmy w sumie 350 NOK.
Gościnny wpis mojej mamy, pamiętnik z rodzinnego wyjazdu w 2015 roku.
Białoruś – miejsce urodzenia moich rodziców, gdzie w trudnych, wielodzietnych rodzinach spędzili dzieciństwo, przeżyli okropności I wojny światowej, łącznie z wywozem mamy na Syberię. Potem, już jako młodzi ludzie, doświadczyli radości z odzyskania przez Polskę niepodległości. Ponownie zastała ich wojna, II wojna światowa, kiedy to najpierw Sowieci, a potem hitlerowcy okupowali kraj. Po klęsce kampanii wrześniowej ojciec mój wrócił w rodzinne strony. Tutaj poznał mamę i założyli rodzinę, a w 1942 r. urodził się mój brat. W styczniu 1945 r. z dworca w Mołodecznie, po wielu staraniach o uzyskanie pozwolenia, wyjechali jako repatrianci do Polski, bydlęcym wagonem, z kozą, która wykarmiła brata i drugim dzieckim w drodze. Pozostawili bliskich i niemal wszystko, co mieli, ale miejsce topozostało w ich sercach i myślach do końca.
Dlaczego Białoruś?
Byłam na Białorusi trzy razy, najpierw z mamą i bratem w 1956 r. jako kilkuletnie dziecko. Mama musiała uzyskać z ówczesnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych specjalne pozwolenie na ten wyjazd. Pamiętam paradoksalnie wiele z tej podróży: jazdę niemiłosiernie zatłoczonym pociągiem, ruiny Warszawy i rzekę Bug z okna pociągu, krajobraz uprawnej ziemi po horyzont. Pamiętam łzy naszych bliskich, zapach jajecznicy, blinów i ziemniaków, swędzące ciało po ukąszeniach pluskiew po nocy spędzonej w drewnianej chacie mojej babci. Pod powiekami tkwią mi jeszcze obrazy drewnianych, malowanych na zielono-niebiesko domów, kobiet w kolorowych chustkach na głowach, mężczyzn w długich gumowych butach, cmentarz z mogiłami moich dziadków, ogrodzonymi niskimi płotkami, rzeczkę, chyba dopływ Uszy, w której przed wojną rodzice łowili ryby i raki.
Potem byłam tam jeszcze dwukrotnie i za każdym razem z ogromną ciekawością stron rodzinnych moich rodziców, ale też z uczuciem ulgi, kiedy wracałam do domu w naszym, wolnym kraju. Mimo, że prawdziwa wolność dopiero była przed nami.
Po latach, kiedy odeszli moi najbliżsi, i kiedy wiedziałam, że mogę już nie odszukać śladów pozostawionych przez nich na tamtej ziemi, coraz bardziej nękała mnie myśl, że muszę moim córkom pokazać, gdzie są, a może już tylko były, ich korzenie.
W końcu nadszedł taki czas, że mogliśmy przeznaczyć dwa tygodnie, na przełomie czerwca i lipca, na wspólną podróż. Uznaliśmy, że wpleciemy Białoruś w trasę objazdową po krajach nadbałtyckich. Zapowiadało się piękne lato, liczyliśmy więc na pomyślne warunki do podróżowania samochodem.
Rozpoczęliśmy od znalezienia miejsca na pobyt na Białorusi w pobliżu miejscowości Mołodeczno, skąd moglibyśmy spróbować odszukać rodzinę, doświadczyć życia codziennego w tym kraju, zrobić wypad do Mińska. Wybór padł na skansen/wieś muzeum Zabroddzie,kilkanaście kilometrów na północ od Mołodeczna, gdzie zarezerwowaliśmy w serwisie booking.com autentyczną, białoruską, wiejską chatę. Rezerwacja hotelowa była jednym z warunków uzyskania wizy turystycznej na Białoruś.
Informacje praktyczne - wizy na Białoruś
Wizy załatwiliśmy za pośrednictwem firmy Global Airline Services, agenta lotniczego i turystycznego w Warszawie. Oprócz rezerwacji hotelowej, skanów paszportów, zdjęć konieczne było wykupienie voucheraturystycznego i ubezpieczenia zdrowotnego, w czym również pośredniczył agent, wypełnienie na stronie ambasady białoruskiej wniosku wizowego, wydrukowanie i podpisanie, a także sporządzenie dokładnego planu na każdy dzień pobytu. Koszt uzyskania czterech wiz, łącznie z kosztami pośrednictwa i ubezpieczenia, wyniósł około 750 zł.
Aktualnie na Białorusi bez wymogu posiadania wizy i wyłącznie w celach turystycznych można przebywać do 15 dni w specjalnym turystyczno-rekreacyjnym Parku „Kanał Augustowski” oraz strefie turystyczno-rekreacyjnej „Brześć-Grodno”.
Obecnie istnieje też możliwość bezwizowego wjazdu, na nie więcej niż 30 dni, przez przejście graniczne “Lotnisko Narodowe “Mińsk” dla obywateli 74 państw, w tym Polski. Nowe przepisy dotyczą tylko osób podróżujących samolotami w obie strony (przylot i odlot z Mińska). W pozostałych przypadkach, niezależnie od celu pobytu, konieczne jest uzyskanie wizy.
Przejazd na Białoruś
Wizy odebraliśmy w siedzibie firmy Global Airline Services na Lotnisku Chopina i ruszyliśmy w drogę w kierunku granicy z Litwą. Na noclegzatrzymaliśmy się kilkanaście kilometrów od przejścia granicznego w Ogrodnikach wgospodarstwie agroturystycznym Dolina Sarenek wHołnach Wolmera, gdzie następnego dnia uraczono nas pysznym śniadaniem, złożonym z lokalnych produktów oraz własnych przetworów i wypieków.
W drodze do Wilna, gdzie zamierzaliśmy spędzić noc przed wjazdem na Białoruś, zatrzymaliśmy się w Trokach, położonych 150 km od granicy z Polską i 30 km od stolicy Litwy. Na zwiedzanie zabytków tej największej po Wilnie atrakcji turystycznej Litwy, mogliśmy przeznaczyć zaledwie jeden dzień. Zachwycił nas zamek, położony na wyspie na jeziorze Galwe, nazwany przez Krzyżaków „małym Malborkiem”, a takżeżółte, zielone i błękitne karaimskie domy z białymi, najczęściej trzema, oknami. Późnym popołudniem wjechaliśmy do Wilna, aby następnego dnia z samego rana pokonać granicę z Białorusią w Miednikach.
Wjazd samochodem na Białoruś
Mimo obaw, przejechaliśmy przez przejście bez przeszkód, nasze dokumenty i wypełnione na granicy deklaracje, w tym deklaracja czasowego wjazdu samochodu, nie wzbudziły zastrzeżeń. Uskrzydleni życzliwością obsługi granicznej przejechaliśmy kilka kilometrów do stacji benzynowej, przy której znajdował się punkt obsługi klienta, gdzie zaopatrzono nas w pomiarowe urządzenie elektroniczne (OBU), umożliwiające podróżowanie po płatnym systemie dróg. Wypożycza się je za kaucją, na podstawie umowy, w jednym z punktów obsługi klienta rozmieszczonych przy wjazdach i wyjazdach z płatnych odcinków dróg oraz pomiędzy nimi. Opłaty są pobierane tylko w rublach białoruskich. Teraz mogliśmy już ruszyć w głąb kraju.
Informacje praktyczne - urządzenie OBU
Podczas montażu urządzenia należy zwrócić uwagę na rodzaj szyby w samochodzie. W przypadku szyb metalizowanych urządzenie należy montować jedynie na „wykropkowanej” (przepuszczalnej dla fal radiowych) powierzchni w pobliżu lusterka wstecznego. W przypadku braku stref przepuszczalnych dla fal radiowych należy wykupić urządzenie pomiarowe z anteną zewnętrzną. Jeżeli podczas przejazdu pod bramką poboru opłat urządzenie nie zadziała, trzeba udać się do najbliższego punktu obsługi. Kara za brak opłaty wynosi 200 euro za każdą strefę poboru opłat. Kontroli poboru opłat dokonuje białoruska Inspekcja Transportowa. Pełna informacja na ten temat znajduje się na stronie białoruskiego operatora Beltoll.
Informacje praktyczne - samochodem po Białorusi
Na terenie Białorusi międzynarodowe prawo jazdy nie jest wymagane, natomiast milicja bardzo skrupulatnie kontroluje posiadanie przez kierowców obowiązkowego wyposażenia samochodu (apteczka, trójkąt ostrzegawczy, koło zapasowe), ważnego przeglądu technicznego oraz ubezpieczenia (tzw. zielonej karty). W apteczce samochodowej, w zestawie środków medyczno-opatrunkowych nie może zabraknąć m.in. 10-procentowego roztworu amoniaku, walidolu (lek nasercowy), jodyny, bandaży sterylnych i elastycznych, waty, plastrów opatrunkowych, opaski uciskowej bądź gumowego węża uciskowego, nożyczek z zaokrąglonymi końcówkami, rękawiczek chirurgicznych czy też chusteczek higienicznych. Stan apteczek samochodowych może być sprawdzany wyrywkowo zarówno przez białoruską straż graniczną jak i przez patrole milicji drogowej. W razie stwierdzenia uchybień i nieprzestrzegania zasad ruchu drogowego wymierzane są kary.
Główne drogi Białorusi są szerokie, dobrze utrzymane i oznakowane, z wyjątkiem poboczy, które nocą są słabo widoczne. Podczas jazdy należy zachować dużą ostrożność, gdyż bardzo często się zdarza, że po autostradzie poruszają się piesi i zwierzęta domowe lub leżą na niej porzucone duże przedmioty. W nocy największym zagrożeniem są nieoświetlone pojazdy stojące na pasach ruchu. Miejscowi kierowcy, choć z reguły nie jeżdżą szybko, są dość niefrasobliwi: normą jest wolna jazda szybkim pasem ruchu, nieużywanie świateł (nawet po zmroku) i kierunkowskazów, gwałtowne skręcanie z niewłaściwego pasa lub wymuszanie pierwszeństwa przejazdu. Należy ściśle przestrzegać limitów prędkości, wprowadzanych znakami drogowymi. Dla samochodów osobowych, samochodów z przyczepą oraz ciężarowych poniżej 3,5 t wynoszą one:
Pierwszym większym miastem na naszej drodze była Oszmiana. Pamiętałam tę nazwę z opowiadań mamy.
Historia Oszmiany
Historia Oszmiany sięga XIV wieku. W czasach II Rzeczypospolitej była stolicą powiatu w województwie wileńskim. W okresie międzywojennym działały tu zakłady przemysłowe, funkcjonował teatr i gimnazjum im.Jana Śniadeckiego. Przy ulicy Piłsudskiego znajdował się szpital państwowy, liczący 60 łóżek. W mieście pracowało 15 lekarzy. We wrześniu 1939 r. Oszmianę zajęła Armia Czerwona. Miasto i jego mieszkańców dotknął okres przymusowej sowietyzacji. Sowiecka administracja kontrolowała miejscową gospodarkę, życie społeczne i kulturalne. Na wielu mieszkańców spadły represje, aresztowania i zsyłki w głąb ZSRR. 15 stycznia 1940 r. Oszmiana została stolicą rejonu w granicach obwodu wileńskiego. W 1941 r. miasto zajęli Niemcy. Utworzyli getto, w którym przeprowadzali akcje likwidacyjne ludności pochodzenia żydowskiego. W lipcu 1944 r. Oszmiana przeszła z powrotem pod kontrolę sowiecką. Została miastem rejonowym w obwodzie mołodeczańskim (od listopada 1960 r. – w obwodzie grodzieńskim).
W Oszmianie znaleźliśmy placówkę banku białoruskiego, gdzie wymieniliśmy euro na ruble białoruskie i staliśmy się na chwilę milionerami, ponieważ 1 euro warte było wówczas ponad 20 000 rubli.
Denominacja rubla białoruskiego
1 lipca 2016 r. nastąpiła denominacja białoruskiego rubla. Wprowadzone zostały nowe banknoty i monety. Skala denominacji wyniosła 1:10 000, tzn. jeden nowy białoruski rubel ma wartość 10 000 starych rubli. Do obiegu wprowadzonych zostało siedem nowych banknotów o nominałach 5, 10, 20, 50, 100, 200 i 500 rubli, a także osiem monet: 1, 2, 5, 10, 20 i 50 kopiejek oraz 1 i 2 ruble. 1 nowy rubel białoruski warty jest około 2 złotych. Warto przygotować sobie tabelkę z wartością poszczególnych banknotów, ułatwi to orientację.
Spokojni o stan naszych finansów ruszyliśmy ulicą Sowiecką, przy której zobaczyliśmy lśniącą bielą Cerkiew Zmartwychwstania, z błyszczącymi dwiema wieżami i błękitnymi dachami. Cerkiew zbudowano w latach 1873–1883.Zamknięta została w 1964 r. i zdewastowana (zdjęto kopuły, zburzono dzwonnicę, we wnętrzu urządzono magazyn). Po odrestaurowaniu (1988–1990) przywrócono obiektowi funkcje sakralne.
Dowodem sowietyzacji Oszmiany są nazwy ulic, oprócz Sowieckiej jest też ulica Dzierżyńskiego. Niedaleko stoi pomnik Lenina, co specjalnie nas nie zdziwiło. Zaskoczył nas natomiast znak drogowy ze wskazaniem, że 100 metrów dalej znajdziemy się na ulicy Mickiewicza, która w czasie wojny była w granicach getta.
W pobliżu dostrzegliśmy wieże kościoła, wewnątrz którego trwały prace remontowe. Kościół św. Michała Archanioła wybudowany został ze środków króla Władysława Jagiełły na początku XV wieku. Współczesny kształt zyskał podczas renowacji w latach 1900-1906 w stylu baroku wileńskiego. Od 1950 r.w budynku kościoła działała fabryka, msze wznowiono w 1990 r. Weszliśmy do środka w trakcie polskiej mszy pogrzebowej.
Skansen Zabroddzie
Celem naszej podróży było Mołodeczno, gdzie miałam nadzieję odszukać krewnych ze strony mojej mamy. Najpierw jednak ruszyliśmy do naszego skansenu/muzeum w Zabroddziu, 60 km od Oszmiany. Zakwaterowano nas w jednej z chat na terenie skansenu, w której były dwie izby z oryginalnymi, białoruskimi sprzętami, piecem i toaletą w drewnianym domku niedaleko chaty. Na terenie skansenu były jeszcze autentyczna funkcjonująca stuletnia łaźnia, stodoła z miejscem do spania na sianie, muzeum samochodów cywilnych i wojskowych, a nawet samoloty.Na powitanie czekała na nas na stole buteleczka samogonu, chleb i kiszone ogórki.
Gospodarz okazał się niesłychanie miły, gościnny i uczynny. Kiedy opowiedzieliśmy mu o celu podróży, dał nam swojego GPS-a, żebyśmy mogli dotrzeć pod jedyny ostatni adres w Mołodecznie, jaki mi pozostał na kopercie listu, sprzed ponad trzydziestu lat, od siostrzenicy mojej mamy. W 2015 r. aplikacje na komórki nie miały szczegółowych map Białorusi, wskazywały jedynie główne drogi.
Mołodeczno
Do Mołodeczna było 30 km. GPS zaprowadził nas na ulicę Leśną. Zadzwoniliśmy do bramy, wyszła pani, która nie miała pojęcia, dokąd wyprowadziła się poprzednia właścicielka. Wiedziała tylko, że jej córka pracowała w banku w centrum miasta. Pojechaliśmy więc miasta.
Historia Mołodeczna
Historia Mołodeczna sięga XIV wieku. Na kartach historii miasteczka pojawiło się wiele znanych postaci: wielki kanclerz litewski Lew Sapieha, podkomorzy żmudzki Stanisław Szemiott, Michał Kazimierz Kociełł, podskarbi litewski, Tadeusz Ogiński, kasztelan trocki i pisarz litewski, jego syn Franciszek Ksawery Ogiński. W wyniku drugiego rozbioru Polski w roku 1793, Mołodeczno weszło w skład Imperium Rosyjskiego (powiat wilejski). W 1812 r. przez Mołodeczno przemaszerowały wojska napoleońskie, wracające spod Moskwy. Cesarz Francuzów zatrzymał się w pałacu Ogińskich, przenocował tu i porzucił resztki wielkiej armii.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., Mołodeczno znalazło się w granicach II Rzeczpospolitej, w województwie wileńskim, jako siedziba wiejskiej gminy Mołodeczno. Od września 1922 r. do września 1939 r. miasto było garnizonem 86 Pułku Piechoty. W kampanii wrześniowej 1939 r., w której brał udział mój ojciec, pułk walczył w składzie 19 Dywizji Piechoty. 17 września 1939 r. Mołodeczno zostało włączone w skład Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 25 czerwca 1941 r. zostało zajęte przez wojska hitlerowskie. W północno-wschodniej części miasta, przy ulicy Maksima Gorkiego (Zamkowej), został utworzony Stalag Nr 342 – obóz jeniecki. Do czerwca 1944 r. w obozie zginęło 33 150 osób. Mołodeczno zostało wyzwolone 5 lipca 1944 r. przez wojska Trzeciego Frontu Białoruskiego. Od 1960 r. należy do obwodu mińskiego.
Gdy wjechaliśmy do centrum miasta, było już późne popołudnie. Nie mieliśmy nadziei na odszukanie kogokolwiek z krewnych, tym bardziej, że bank już był zamknięty. Postanowiliśmy rozejrzeć się po mieście. Z podróży sprzed lat pamiętałam jedynie budynek cerkwi i gmach dworca kolejowego. Mołodeczno w czasie wojny przechodziło z rąk do rąk, mama wspominała o bombardowaniach, przed którymi chronili się w wykopanym w ogrodzie schronie. W czasie II wojny światowej zniszczone bądź spalone zostały 363 budynki mieszkalne i 755 użytkowych, dwa drewniane budynki szpitalne na 80 łóżek i lecznica chorób zakaźnych na 40 łóżek, budynki przychodni, polikliniki dziecięcej, budynek sanepidu i piętrowa miejska apteka, budynek żłobka na 40 miejsc i dwie szkoły. Zburzony został mołodeczański węzeł kolejowy. W mieście zachowało się zatem niewiele historycznych budowli.
Zapamiętana przeze mnie Cerkiew Wstawiennictwa Najświętszej Bogurodzicy została zbudowana w latach 1867-1871 w stylu charakterystycznym dla świątyń prawosławnych końca XIX wieku i jest to jedyna świątynia z tego okresu. Pozostałe cerkwie i kościoły zostały wzniesione po 1990 r., są to więc współczesne budowle, niemniej imponują ciekawą architekturą i wielkością.
Budynek dworca kolejowego został wzniesiony w 1907 r. w charakterystycznym dla początku XX wieku stylu architektonicznym. W mojej pamięci zachował się jako ciekawy, ale szary i raczej zaniedbany budynek. Tymczasem zobaczyliśmy piękny, okazały, zadbany obiekt, znakomicie zachowany i utrzymany. Patrząc na tory kolejowe, myślałam o rodzicach, którzy stali na tym peronie w mroźny, styczniowy dzień 1945 r. i czekali na transport do Polski.
Obeszliśmy centrum miasta, szukając miejsca na obiad. Na głównej ulicy znaleźliśmy tylko bar w stylu lat 80-tych, w którym zdecydowaliśmy się bez entuzjazmu coś zjeść. Sfotografowaliśmy pomnik Lenina na Placu Centralnym i Jana Pawła II przed kościołem katolickim i ruszyliśmy na noc do naszego skansenu, łapiąc w obiektywach aparatów zachodzące słońce.
Okolice Mołodeczna
Następnego dnia, po śniadaniu z pięciu jaj (nas było czworo), sadzonych na boczku, smacznym wprawdzie, ale trochę mało obfitym, pojechaliśmy do miasta. W informacji bankowej zapytaliśmy o krewną, podając tylko jej imię i imię i nazwisko jej matki oraz to, że nic więcej o niej nie wiemy i że jesteśmy z Polski. Sympatyczny pan zadzwonił do długoletniej pracownicy banku, która wszystko o wszystkich powinna wiedzieć. I rzeczywiście, mimo że córka naszej krewnej pracowała w innym oddziale tego banku i tego dnia miała dzień wolny, odnaleziono ją i powiadomiono o naszym przyjeździe. Przedpołudnie spędziliśmy z odnalezioną rodziną, wzruszeni ich gościnnością.
Mając lokalnego przewodnika w osobie siostrzenicy mojej mamy, najbliższej mi krewnej, pojechaliśmy do miejsc, które pamiętałam i które najbardziej wiązały się z historią mojej rodziny. Utkwiły mi w pamięci zwłaszcza Bojary, wieś pod Mołodecznem, w której urodziła się moja mama. Tam pokazałam moim córkom miejsce, gdzie stał jej dom rodzinny. Dzięki obecnym mieszkańcom mogliśmy także wejść do domu jej brata, w którym byłam jako dziecko. Spotkaliśmy tam też staruszkę, miała być żoną wujka, którego nie znałam i tego epizodu nie pamiętałam. Obok, we wsi Damasze, mieszkała rodzina brata mojego dziadka. Pozostała z tego okresu jedna, kolorowa chata w ogrodzie pełnym kwiatów.
Na pobliskim cmentarzu znaleźliśmy w gąszczu chwastów mogiły mojej cioci z mężem. Groby dziadków zostały zniszczone podczas budowy zaporywodnej, w wyniku której powstało jezioro pod samą wsią. Wracaliśmy do Zabrodzia zadowoleni i szczęśliwi, że nasza wyprawa na Białoruś nie pozostanie wyłącznie krajoznawczą wycieczką.
W skansenie czekał na nas obiad w postaci czerwonego barszczu i ziemniaczanej kiszki, której smak pamiętałam z rodzinnego domu. Gospodarz zaprosił nas do obejrzenia eksponatów w muzeum, mogliśmy także popróbować spania na sianie, a na następny, ostatni już wieczór, zaproponował nam kąpiel w białoruskiej stuletniej bani (łaźni), opalanej drewnem, wyposażonej w witki brzozowe do chłostania. Zrobiliśmy jeszcze sesję zdjęciową pod białoruską chatą, na wzór zdjęć, które miałam w rodzinnym albumie.
Wycieczka do Mińska
Droga z Zabroddzia do Mińska prowadziła przez wsie, których nazwy pamiętałam z dzieciństwa:Tatarszczina, Miasota, Kościuszki, Radoszkowicze. W Miasocie mój ojciec dzierżawił młyn, który spłonął w czasie wojny. Nieco ponad 100 km pokonaliśmy w około 1,5 godziny. Samochód zaparkowaliśmy w pobliżu mińskiego dworca głównego, gdzie przywitały nas dwie socrealistyczne, bliźniacze wieże – Wrota Miasta. Na jednej zwież zamontowany jest zegar o średnicy 3,5 metra, największy na Białorusi, na drugiej herb Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Historia Mińska
Historia Mińska sięga XI wieku. Od 1101 r. był stolicą księstwa mińskiego, od około 1300 r. wszedł w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, a po unii lubelskiej w 1569 r. był częścią Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W 1664 r. miasto trzy razy odwiedził król Jan II Kazimierz Waza. Pod koniec XVII wieku miasto było ufortyfikowane wałami ziemnymi, znajdował się w nim zamek starosty, murowany dwór Hlebowicza oraz liczne klasztory. W latach 1700–1710 wzniesiono nowy kościół jezuitów, od 1798 kościół katedralny pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny. W 1708 r. miasto zostało spalone przez Rosjan na rozkaz cara Piotra I,potem okupowane przez armię rosyjską. Po II rozbiorze Polski od 1793 r. Mińsk znajdował się pod zaborem rosyjskim. W czasie I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej miasto przechodziło z rąk Niemców, polskich i białoruskich mieszkańców, w ręce bolszewików, by na krótko od sierpnia 1919 r. do lipca 1920 r. przebywać pod polską administracją.
W 1920 r. Mińsk został włączony do ZSRR i po II wojnie światowej, po odbiciu przez Armię Czerwoną z rąk hitlerowskich, pozostał stolicą Białoruskiej SSR. Miasto było całkowicie zniszczone i zostało na nowo zbudowane jako idealne, socjalistyczne miasto, prezent od Stalina. Od 1991 r. Mińsk jest stolicą suwerennej Republiki Białorusi oraz centrum politycznym i kulturowym białoruskiego narodu. Dzień 3 lipca, upamiętniający datę wyzwolenia terenów Białorusi przez Armię Czerwoną spod okupacji niemieckiej (3 lipca 1944), jest świętem narodowym Białorusi.
Na przestrzeni wieków swojej historii Mińsk był wiele razy całkowicie niszczony, nie pozostało w nim zatem dużo zabytków przeszłości. Są w nim natomiast wielkie place, szerokie arterie, ogromne pałace, muzea, gigantyczne budynki, parki, wiele pomników i symboli minionej epoki. W mieście uderzająca jest niesamowita czystość, spokój i porządek.
Nasza wycieczka do Mińska wypadła 3 lipca, a więc w największe święto Białorusi. Przyjechaliśmy w południe, mocno grzało lipcowe słońce. Główne uroczystości państwowe już się skończyły, ale na głównej arterii miasta, Prospekcie Niepodległości, jeszcze wiele się działo. Szliśmy tą aleją, czując się trochę jak przed laty w kraju w święto pierwszomajowe. Ulice i place udekorowane czerwonymi i zielonymi flagami, kolorami Białorusi, wielkie plakaty z napisami „3 lipca” i „Święto Niepodległości”, na placach i w parkach dzieci w ludowych strojach, mnóstwo czerwonych kwiatów na skwerach.
Przy alei Niepodległości znajdują się główne państwowe i, nawiązujące do komunistycznej przeszłości, budowle i pomniki: ponury budynek siedziby białoruskiego KGB i pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, Plac Październikowy z ogromnym Pałacem Republiki, Plac Niepodległości z Domem Rządowym i pomnikiem Lenina, budynkiem magistratu i uniwersytetu mińskiego oraz hotelem Mińsk. W podziemiach pod powierzchnią placu wybudowano trzykondygnacyjne centrum handlowe Stolica. Z wielkimi szarymi rządowymi budynkami, zaraz za kopułą fontanny,na której umieszczono trzy wzlatujące w niebo ptaki, kontrastuje czerwony katolicki kościół świętych Szymona i Heleny z figurą Jana Pawła II przed budynkiem. Na końcu alei Niepodległości znajduje się Plac Zwycięstwa z majestatycznym obeliskiem, na szczycie którego błyszczy radziecka gwiazda z napisem Pabieda – Zwycięstwo.
Przeszliśmy przez most na drugą stroną alei Niepodległości, gdzie w parku odbywały się występy dzieci, w licznych kramach sprzedawano lody, napoje, jedzenie i watę cukrową. Wokół niedalekiego gmachu cyrku stały figury, przedstawiające postacie występujące na arenie. Ponieważ zaczął doskwierać nam głód i pragnienie, usiedliśmy w przyjemnej restauracji ze stolikami na ulicznym patio, gdzie zjedliśmy pyszne, gorące, chrupiące draniki (placki ziemniaczane) ze śmietaną i wypiliśmy kwas chlebowy.
Nieoczekiwane spotkanie
Wracaliśmy przez nowoczesne osiedla mieszkaniowe Mińska, zabudowane ogromnymi wieżowcami. Przed Mołodecznem zauważyłam tablicę z napisem Ciurle. We wsi tej mieszkała rodzina nieżyjącego już syna mojej cioci, u których gościłam wraz z mamą podczas mojego drugiego pobytu na Białorusi w 1970 r. Zatrzymaliśmy się przy niewielkim sklepie koło szosy. Weszłam do środka i zapytałam, czy ktoś zna może wdowę. Odezwał się klient sklepu, mówiąc, że tak, to córka bohaterki Związku Radzieckiego z racji zasług w pracy w ówczesnym kołchozie. Wskazał mi kobietę, wkładającą butelkę mleka do koszyka. W pierwszej chwili nie poznałam jej, ona natomiast ze słowami: ”Irena, ty takaja krasiwaja była” wyściskała mnie i poleciła jechać za sobą i jej rowerem. Znowu poprosiłam o zawiezienie na mogiłę jej męża i matki, a gdy wróciliśmy z cmentarza, zostaliśmy przyjęci z niesamowitą gościnnością, “czym chata bogata”, przez całą rodzinę, która w tym czasie się zbiegła. Wizyta była niestety krótka, bo w naszym skansenie czekał rozpalony piec w białoruskiej łaźni.
Powrót na Litwę
Po śniadaniu i spacerze po okolicy oraz zrobieniu ostatnich fotek ruszyliśmy w stronę granicy. W tym samym punkcie obsługi klienta oddaliśmy nasze samochodowe urządzenie kontrolne i otrzymaliśmy zwrot kaucji oraz niewykorzystaną kwotę opłaty za przejazdy. Ponieważ rubli białoruskich nie można wywozić, zatankowaliśmy na stacji benzynowej do pełna. Zostało nam jeszcze parę tysięcy rubli, które wydaliśmy w sklepie wolnocłowym na granicy, bogato zaopatrzonym, szczególnie we wszelkiego rodzaju alkohole. Przejazd przez przejście graniczne zajął niestety około trzech godzin, ale wyłącznie z powodu kolejki oczekujących na wyjazd.
Pozostawiliśmy Białoruś za sobą z przeświadczeniem, że musimy tu jeszcze kiedyś wrócić. Mieliśmy zbyt mało czasu, żeby dotrzeć do wszystkich tych miejsc, których nazwy pamiętałam z opowiadań mamy. Nie próbowaliśmy nawet odnaleźć śladów mojego ojca. On sam urodził się w Krewie, może jeszcze gdzieś tam dzieci jego rodzeństwa udałoby się odszukać. Białoruś przez lata była krajem, gdzie czas się zatrzymał, a mieszkańcy nigdzie nie wyjeżdżali. W miastach i wsiach, mimo ogromu kataklizmów, które nawiedziły ten kraj, znaleźć można wiele wspaniałych zabytków architektury i kultury, a Białorusini to niezwykle gościnni ludzie.
Tadeusz Konwicki tak pisał o Białorusi:
„Nie wryłaś się w ludzką pamięć, Białorusi. Nie odbierałaś innym wolności, nie rabowałaś cudzej ziemi, nie mordowałaś ludzi zza sąsiedzkiej miedzy. Miałaś dla obcych szacunek i gościnny kołacz, miałaś dla rabusiów ostatnią krowę i ostatnią kromkę żytniego chleba ze znakiem krzyża, miałaś dla nieszczęśliwych krwawiące serce i biedne niepieszczone życie do oddania. Dlatego mało kto Ciebie pamięta.”