O ósmej przy recepcji czekał kierowca James i reszta grupy – Amanda i Anderson z Kanady, Angela z USA i Jen z Malezji. Za środek transportu miał nam służyć van przystosowany do safari, tzn. z podnoszonym dachem, miejscem do stania na środku i jednoosobowymi siedzeniami przy oknach.
Z Nairobi wyruszyliśmy na południe do Amboseli, główną drogą Kenii, prowadzącą do Mombasy. Przejechanie 250 km zajęło nam 4 godziny. Szczególnie na początku, w obu kierunkach ciągnęły się sznury ciężarówek. Zaraz za Nairobi, z asfaltowej, droga zmieniła się w bity trakt – podobno z powodu przebudowy. Później, praktycznie do samego parku, biegła już jednopasmowa droga asfaltowa.
Krajobraz stanowiły głównie równiny-sawanny, czasem pagórki. Przy Nairobi było kilka fabryk cementu. Dalej, co pewien czas widać było osady ludzkie. Zwykle składały się z grupy szop skleconych z kawałków drewna i blachy falistej, zdarzały się też murowane budynki. Najczęściej przy takich osadach wzdłuż szosy kwitł handel i zatrzymywały się ciężarówki. W rzędzie takich szop przy drodze, znajdowała się jedna, równie obskurna jak pozostałe, i podobnie jak reszta wielkości garażu, z napisem „hotel“. Później James powiedział, że ta nazwa oznacza bar. W jednej z takich wiosek zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, na szczęście nie wzbudzając zainteresowania miejscowej ludności. Normalny postój mieliśmy już na ogrodzonym parkingu dla turystów, na którym znajdował się sklep z pamiątkami i czyste toalety (chociaż bez mydła). James poinformował nas, że będziemy się zatrzymywać tylko w takich miejscach, ze względu na dostępność toalet i bezpieczeństwo. Po drodze spotkaliśmy pierwsze dzikie zwierzęta – strusie i zebry.
Add a Comment