Ostatnim etapem naszej wycieczki był przejazd z Gallipoli na północ, do Giovinazzo, w sumie 210 km, oraz zwiedzanie Bari.
Lecce
Pierwszym przystankiem w drodze do Giovinazzo było Lecce, jedno z głównych miast Apulii, z powodu bogactwa barokowej architektury nazywane Florencją południa. Tym razem nie szukałam specjalnie darmowego parkingu, bo i wolne płatne miejsce trudno było znaleźć. W końcu stanęłyśmy pod murami miejskimi (1 Euro za godzinę).
Stare Miasto Lecce jest duże i na spacer po nim trzeba poświęcić kilka godzin. Do miasta weszłyśmy przez XVIII-wieczną bramę Porta Rudiae. Zbudowana w miejsce zawalonej bramy średniowiecznej, w tamtym czasie nie musiała już spełniać funkcji obronnej, stąd jej wyraźnie barokowy charakter, z kolumnami i posągami.
Przeszłyśmy główną ulicą, mijając kolejne monumentalne kościoły, i skręciłyśmy na jakby ukryty Piazza Duomo, wielki plac, na którym stoi katedra z imponującą dzwonnicą i pałac biskupi. Od 2019 r. wejście do katedry i kilku innych kościołów w Lecce jest płatne, bilet do wszystkich kosztuje 9 Euro. Katedra, zbudowana już na początku XII wieku, pięć wieków później została przebudowana w stylu barokowym. Co charakterystyczne, posiada dwie zdobione fasady. Obok stoją barokowe gmachy pałacu biskupiego i seminarium. Jak większość budowli w mieście, tak i te mają charakterystyczny żółty kolor miejscowego piaskowca.
Później skierowałyśmy się na główny plac Starego Miasta, Piazza Sant’Oronzo. Na środku placu stoi rzymska kolumna sprowadzona z Brindisi, gdzie stała obok bliźniaczej kolumny. Obie wyznaczały koniec prowadzącej z Rzymu Via Appia. Na jej szczycie stoi posąg św. Oronzo, biskupa męczennika. Jednak teraz postument był zasłonięty z powodu remontu, a posąg zdjęty i ustawiony za szybą na parterze pobliskiego budynku Palazzo Carafa, będącego siedzibą administracji miejskiej.
Mijając kolejne kościoły, doszłyśmy do bazyliki Santa Croce. Niestety również była remontowana, dlatego nie udało nam się zobaczyć jej podobno wyszukanej fasady. Później zerknęłyśmy na XVI-wieczny zamek Karola V i wróciłyśmy na plac Sant’Oronzo, żeby obejrzeć dobrze zachowany rzymski amfiteatr z I-II w., zbudowany dla ponad 20 tysięcy widzów, Został zasypany w wyniku trzęsień ziemi i odkryty dopiero na początku XX wieku. Widoczna część to prawdopodobnie tylko 1/3 obiektu, reszta nadal znajduje się pod placem i stojącymi wokół niego budynkami.
Klucząc staromiejskimi uliczkami, doszłyśmy do XVI-wiecznej bramy Porta Napoli, czyli łuku triumfalnego wzniesionego na cześć Karola V, jako dowód wdzięczności za roboty fortyfikacyjne w celu obrony miasta. Stojący naprzeciwko obelisk, na pierwszy rzut oka przypominający egipski, został zbudowany w XIX w., na cześć wizyty Ferdynanda I Burbona.
Brindisi
Z Lecce pojechałyśmy do Brindisi, miasta portowego i ośrodka przemysłowego. Zostawiłyśmy samochód na wielkim bezpłatnym parkingu w pobliżu portu i przeszłyśmy do centrum miasta przez XV-wieczną bramę Porta Lecce. Centrum miasta łączy historyczne budowle i nowoczesne handlowe ulice, wzdłuż których rosną palmy. Zobaczyłyśmy katedrę romańską z XI w. i rzymską kolumnę znaczącą koniec Via Appia, której bliźniaczka stoi w Lecce. Kolumna usytuowana jest na szczycie wysokich schodów prowadzących do zatoki z elegancką przystanią jachtową i promenadą. Wzdłuż promenady znajdują się liczne bary i restauracje. Po drugiej stronie zatoki stoi wielki pomnik ku czci włoskich marynarzy.
Brindisi było jednym z niewielu miejsc, w których widziałyśmy restauracje otwarte w czasie sjesty, pewnie z powodu przybywających do portu turystów. Centrum robiło wrażenie drogiego kurortu, w przeciwieństwie do innych nadmorskich miejscowości, które odwiedziłyśmy.
Monopoli
Dalej dotarłyśmy do bramy, a po chwili do promenady, biegnącej na umocnieniach wzdłuż morza. Poniżej, pod murami miasta jest kilka małych skalistych plaż. Dostępu do miasta od strony morza strzeże zamek Karola V z XVI w., dalej znajduje się port rybacki i przystanie dla łodzi.
W orientacji na starówce pomagają strzałki na ścianach, wskazujące główne atrakcje. Spacerując po labiryncie białych, wąskich uliczek, kilkakrotnie spotykałyśmy tę samą prywatną wycieczkę z przewodnikiem, dzięki której zauważyłyśmy bramę z freskami na ścianach, prowadzącą do zatoczki portowej.
W końcu trafiłyśmy na plac katedralny, zbudowany w XVIII w. Na placu, obok katedry, stoi pałac biskupi z balkonem i galerią oraz zdobiona ściana, której funkcją była ochrona przed wiatrem. Budowę romańskiej katedry rozpoczęto w XII w., ale ukończono dopiero 300 lat później, kiedy została konsekrowana. W XVIII w. przebudowano ją w stylu barokowym. Wnętrze jest nietuzinkowe, z kolumnami pokrytymi marmurem i bogato zdobionymi kaplicami. Główny ołtarz można podziwiać z góry, prowadzą do niego schody, na które można bez przeszkód i za darmo wejść. Takie atrakcje w kościołach stanowią rzadkość.
Wyjeżdżając z miasta, zrobiłyśmy zakupy w supermarkecie Famila. Sfilmowałam tam ciekawostkę, podnośnik do wózków na zakupy. Takie same widziałyśmy też w sklepie tej sieci w Gallipoli.
Giovinazzo
Z Monopoli pojechałyśmy do Giovinazzo, gdzie miałyśmy zarezerwowany apartament na dwie ostatnie noce. Prowadząca na północ autostrada jest bezpłatna, ale wąska i zatłoczona. Wjazdy na nią są krótkie i przez to trzeba uważać na pojazdy wjeżdżające na prawy pas z małą prędkością. Wokół Bari obowiązują ograniczenia prędkości, do których nikt się nie stosuje.
W Giovinazzo mieszkałyśmy w wielkim apartamencie przy jednej z głównych ulic, kilka minut pieszo od starego miasta. Było to typowe włoskie mieszkanie na parterze kamienicy. Przez przeszklone drzwi, które można było zabezpieczyć okiennicą, wchodziło się z ulicy prosto do salonu. Mieszkańcy lokalu obok wystawiali na chodnik suszarki z praniem i przesiadywali przed budynkiem. Po przyjeździe, poszłyśmy coś zjeść i znalazłyśmy przyjemną restaurację Osteria di Mare przy centralnym placu miasta. Mieli przystępne ceny, krótkie menu, a ich coperto było bogatsze niż zwykle.
Bari
Ostatni dzień przeznaczyłyśmy na zwiedzanie Bari. Planując wycieczkę, szukałam noclegów w samym mieście, ale były znacznie droższe niż w okolicznych miejscowościach. Znalazłam ogromny parking na Corso Vittorio Veneto, w cenie 1 Euro za cały dzień. Za 0,30 Euro można przejechać autobusem do centrum miasta, ale nie korzystałyśmy, bo spacer zajął 15 minut.
Bari jest stolicą Apulii, ważnym portem i centrum biznesowym. Przypływają tu statki wycieczkowe, kursują promy do Grecji, Chorwacji i na Bałkany. Stare centrum miasta mieści się na półwyspie. Pierwszą budowlą, na którą trafiłyśmy idąc do centrum, był ogromny zamek Svevo. Budowla pochodzi z czasów normandzkich, w XII w. została odnowiona przez Fryderyka II, a w XVI w. rozbudowana przez Izabelę Aragońską. Wysokie mury obronne otacza fosa, przez którą przerzucony jest zwodzony most.
Na starówce Bari spotykałyśmy grupy turystów z przewodnikami, prawdopodobnie ze statków wycieczkowych. Odwiedziłyśmy XII-wieczną katedrę z jedną wieżą (druga runęła w czasie trzęsienia ziemi w XVII w.), w krypcie której leżą szczątki dawnego patrona miasta, San Sabino. We wnętrzu katedry stoją XI-wieczne kolumny z Konstantynopola.
Bazylika św. Mikołaja
Później przeszłyśmy do głównej atrakcji turystycznej miasta, bazyliki św. Mikołaja. To jeden z pierwszych wielkich kościołów w Apulii, ufundowany w XI w., wzór dla później budowanych świątyń. Za ołtarzem głównym znajduje się grobowiec Bony Sforza, żony króla Zygmunta I, która pochodziła z Bari i spędziła tu ostatnie lata życia. Akurat trafiłyśmy na ślub i musiałyśmy trochę odczekać, zanim udało nam się podejść do ołtarza. Sarkofag z czarnego marmuru zdobią postacie Bony, św. Mikołaja i św. Stanisława. Stoi tam też najcenniejszy zabytek, tron biskupi z XI w.
W krypcie bazyliki złożono szczątki św. Mikołaja, patrona miasta. Ponieważ jest on również patronem Rosji, bazylika jest od wieków celem pielgrzymek z tego kraju. Szczątki świętego zostały podobno wykradzione z tureckiej Myry (o której można poczytać tutaj) przez żeglarzy z Bari. Znajdująca się w krypcie bizantyjska ikona św. Mikołaja, została podarowana przez króla Serbii w XIV w. Katedra stoi prawie nad samym brzegiem morza, od którego oddzielają ją mury miejskie i biegnąca wzdłuż wybrzeża aleja spacerowa.
Wąskimi uliczkami przeszłyśmy na Piazza Mercantile, jeden z głównych placów miasta, z XVI-wiecznymi pałacami i wieżą zegarową.
Bitonto
Przed powrotem do Giovinazzo postanowiłyśmy pojechać do Bitonto, które ominęłyśmy podczas jazdy z półwyspu Gargano na południe.
Położone wśród gajów oliwnych miasteczko ma niewielką starówkę, otoczoną wysokimi murami. Wewnątrz, dość zaniedbane uliczki prowadzą do katedry, zbudowanej pod koniec XII wieku. Wspaniała, bogato zdobiona świątynia stanowi przykład lokalnej odmiany stylu romańskiego. Z powodu sjesty budynek był oczywiście zamknięty, a cała starówka opustoszała. Mijając kilka kościołów i pałaców, doszłyśmy do dużego placu, na którego końcu stoi Brama Morska, nazywana tak, ponieważ pokazuje drogę do morza. Obok bramy znajduje się okrągła, 24-metrowa wieża obronna otoczona fosą.
Giovinazzo
Wróciłyśmy do Giovinazzo i poszłyśmy na starówkę. Miasteczko nie było opisane w żadnym z przewodników, z których korzystałyśmy, przygotowując się do wycieczki. A okazało się jednym z najładniejszych miejsc, jakie odwiedziłyśmy. Podobnie jak w Monopoli, wzdłuż morza do centrum prowadzi promenada, a poniżej są skaliste miejskie plaże. Dalej można wyjść na falochron, z którego roztacza się widok na białe budynki starego miasta i mały port. Wśród nich wyróżnia się czerwony dach katedry z XIII w. Wnętrze świątyni zostało w XVIII w. przebudowane w stylu barokowym. Ze starówki można podziwiać zachód słońca nad Adriatykiem.
Tego wieczora kupiłyśmy pizzę na wynos z małej pizzerii zlokalizowanej naprzeciwko mieszkania, poleconej przez właściciela. Ceny w lokalu nie dla turystów oscylowały w granicach 5-9 Euro.
Powrót na lotnisko
Po śniadaniu zamknęłyśmy mieszkanie i pojechałyśmy na lotnisko. Zatankowałam jeszcze w Giovinazzo, żeby nie szukać stacji po drodze. Ale okazało się, że przed samym lotniskiem jest stacja, a ceny na niej są takie, jak w mieście.
Na stacjach benzynowych, z których korzystałam, obowiązywała samoobsługa i system prepaid. Przed tankowaniem system blokował około 100 Euro na karcie płatniczej, a zwrot różnicy następował po kilku godzinach. Widziałam też stacje z dwiema różnymi cenami paliwa – wyższa (o ok. 15 eurocentów) obowiązywała, gdy paliwo nalewał pracownik stacji.
Zwrot samochodu był najbardziej restrykcyjny, z jakim się dotychczas spotkałam. Do tej pory zawsze wystarczyło oddanie kluczyków, obejrzenie samochodu przez obsługę i sprawdzenie poziomu paliwa na wyświetlaczu. W Bari poproszono mnie o zwrot dokumentów najmu i o pokazanie paragonu ze stacji paliw. Paragonu nie miałam, ale ponieważ płaciłam kartą Revolut, pokazałam transakcję w aplikacji. Pani z obsługi szukała jeszcze adresu stacji, żeby upewnić się, że tankowałam dostatecznie blisko lotniska. Oczywiście samochód został też dokładnie obejrzany.