Gościnny wpis mojej mamy, pamiętnik z rodzinnego wyjazdu w 2015 roku.
Białoruś – miejsce urodzenia moich rodziców, gdzie w trudnych, wielodzietnych rodzinach spędzili dzieciństwo, przeżyli okropności I wojny światowej, łącznie z wywozem mamy na Syberię. Potem, już jako młodzi ludzie, doświadczyli radości z odzyskania przez Polskę niepodległości. Ponownie zastała ich wojna, II wojna światowa, kiedy to najpierw Sowieci, a potem hitlerowcy okupowali kraj. Po klęsce kampanii wrześniowej ojciec mój wrócił w rodzinne strony. Tutaj poznał mamę i założyli rodzinę, a w 1942 r. urodził się mój brat. W styczniu 1945 r. z dworca w Mołodecznie, po wielu staraniach o uzyskanie pozwolenia, wyjechali jako repatrianci do Polski, bydlęcym wagonem, z kozą, która wykarmiła brata i drugim dzieckim w drodze. Pozostawili bliskich i niemal wszystko, co mieli, ale miejsce to pozostało w ich sercach i myślach do końca.
Dlaczego Białoruś?
Byłam na Białorusi trzy razy, najpierw z mamą i bratem w 1956 r. jako kilkuletnie dziecko. Mama musiała uzyskać z ówczesnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych specjalne pozwolenie na ten wyjazd. Pamiętam paradoksalnie wiele z tej podróży: jazdę niemiłosiernie zatłoczonym pociągiem, ruiny Warszawy i rzekę Bug z okna pociągu, krajobraz uprawnej ziemi po horyzont. Pamiętam łzy naszych bliskich, zapach jajecznicy, blinów i ziemniaków, swędzące ciało po ukąszeniach pluskiew po nocy spędzonej w drewnianej chacie mojej babci. Pod powiekami tkwią mi jeszcze obrazy drewnianych, malowanych na zielono-niebiesko domów, kobiet w kolorowych chustkach na głowach, mężczyzn w długich gumowych butach, cmentarz z mogiłami moich dziadków, ogrodzonymi niskimi płotkami, rzeczkę, chyba dopływ Uszy, w której przed wojną rodzice łowili ryby i raki.
Potem byłam tam jeszcze dwukrotnie i za każdym razem z ogromną ciekawością stron rodzinnych moich rodziców, ale też z uczuciem ulgi, kiedy wracałam do domu w naszym, wolnym kraju. Mimo, że prawdziwa wolność dopiero była przed nami.
Po latach, kiedy odeszli moi najbliżsi, i kiedy wiedziałam, że mogę już nie odszukać śladów pozostawionych przez nich na tamtej ziemi, coraz bardziej nękała mnie myśl, że muszę moim córkom pokazać, gdzie są, a może już tylko były, ich korzenie.
W końcu nadszedł taki czas, że mogliśmy przeznaczyć dwa tygodnie, na przełomie czerwca i lipca, na wspólną podróż. Uznaliśmy, że wpleciemy Białoruś w trasę objazdową po krajach nadbałtyckich. Zapowiadało się piękne lato, liczyliśmy więc na pomyślne warunki do podróżowania samochodem.
Rozpoczęliśmy od znalezienia miejsca na pobyt na Białorusi w pobliżu miejscowości Mołodeczno, skąd moglibyśmy spróbować odszukać rodzinę, doświadczyć życia codziennego w tym kraju, zrobić wypad do Mińska. Wybór padł na skansen/wieś muzeum Zabroddzie, kilkanaście kilometrów na północ od Mołodeczna, gdzie zarezerwowaliśmy w serwisie booking.com autentyczną, białoruską, wiejską chatę. Rezerwacja hotelowa była jednym z warunków uzyskania wizy turystycznej na Białoruś.
Informacje praktyczne - wizy na Białoruś
Wizy załatwiliśmy za pośrednictwem firmy Global Airline Services, agenta lotniczego i turystycznego w Warszawie. Oprócz rezerwacji hotelowej, skanów paszportów, zdjęć konieczne było wykupienie vouchera turystycznego i ubezpieczenia zdrowotnego, w czym również pośredniczył agent, wypełnienie na stronie ambasady białoruskiej wniosku wizowego, wydrukowanie i podpisanie, a także sporządzenie dokładnego planu na każdy dzień pobytu. Koszt uzyskania czterech wiz, łącznie z kosztami pośrednictwa i ubezpieczenia, wyniósł około 750 zł.
Aktualnie na Białorusi bez wymogu posiadania wizy i wyłącznie w celach turystycznych można przebywać do 15 dni w specjalnym turystyczno-rekreacyjnym Parku „Kanał Augustowski” oraz strefie turystyczno-rekreacyjnej „Brześć-Grodno”.
Obecnie istnieje też możliwość bezwizowego wjazdu, na nie więcej niż 30 dni, przez przejście graniczne “Lotnisko Narodowe “Mińsk” dla obywateli 74 państw, w tym Polski. Nowe przepisy dotyczą tylko osób podróżujących samolotami w obie strony (przylot i odlot z Mińska). W pozostałych przypadkach, niezależnie od celu pobytu, konieczne jest uzyskanie wizy.
Przejazd na Białoruś
Wizy odebraliśmy w siedzibie firmy Global Airline Services na Lotnisku Chopina i ruszyliśmy w drogę w kierunku granicy z Litwą. Na nocleg zatrzymaliśmy się kilkanaście kilometrów od przejścia granicznego w Ogrodnikach w gospodarstwie agroturystycznym Dolina Sarenek w Hołnach Wolmera, gdzie następnego dnia uraczono nas pysznym śniadaniem, złożonym z lokalnych produktów oraz własnych przetworów i wypieków.
W drodze do Wilna, gdzie zamierzaliśmy spędzić noc przed wjazdem na Białoruś, zatrzymaliśmy się w Trokach, położonych 150 km od granicy z Polską i 30 km od stolicy Litwy. Na zwiedzanie zabytków tej największej po Wilnie atrakcji turystycznej Litwy, mogliśmy przeznaczyć zaledwie jeden dzień. Zachwycił nas zamek, położony na wyspie na jeziorze Galwe, nazwany przez Krzyżaków „małym Malborkiem”, a także żółte, zielone i błękitne karaimskie domy z białymi, najczęściej trzema, oknami. Późnym popołudniem wjechaliśmy do Wilna, aby następnego dnia z samego rana pokonać granicę z Białorusią w Miednikach.
Wjazd samochodem na Białoruś
Mimo obaw, przejechaliśmy przez przejście bez przeszkód, nasze dokumenty i wypełnione na granicy deklaracje, w tym deklaracja czasowego wjazdu samochodu, nie wzbudziły zastrzeżeń. Uskrzydleni życzliwością obsługi granicznej przejechaliśmy kilka kilometrów do stacji benzynowej, przy której znajdował się punkt obsługi klienta, gdzie zaopatrzono nas w pomiarowe urządzenie elektroniczne (OBU), umożliwiające podróżowanie po płatnym systemie dróg. Wypożycza się je za kaucją, na podstawie umowy, w jednym z punktów obsługi klienta rozmieszczonych przy wjazdach i wyjazdach z płatnych odcinków dróg oraz pomiędzy nimi. Opłaty są pobierane tylko w rublach białoruskich. Teraz mogliśmy już ruszyć w głąb kraju.
Informacje praktyczne - urządzenie OBU
Podczas montażu urządzenia należy zwrócić uwagę na rodzaj szyby w samochodzie. W przypadku szyb metalizowanych urządzenie należy montować jedynie na „wykropkowanej” (przepuszczalnej dla fal radiowych) powierzchni w pobliżu lusterka wstecznego. W przypadku braku stref przepuszczalnych dla fal radiowych należy wykupić urządzenie pomiarowe z anteną zewnętrzną. Jeżeli podczas przejazdu pod bramką poboru opłat urządzenie nie zadziała, trzeba udać się do najbliższego punktu obsługi. Kara za brak opłaty wynosi 200 euro za każdą strefę poboru opłat. Kontroli poboru opłat dokonuje białoruska Inspekcja Transportowa. Pełna informacja na ten temat znajduje się na stronie białoruskiego operatora Beltoll.
Informacje praktyczne - samochodem po Białorusi
Na terenie Białorusi międzynarodowe prawo jazdy nie jest wymagane, natomiast milicja bardzo skrupulatnie kontroluje posiadanie przez kierowców obowiązkowego wyposażenia samochodu (apteczka, trójkąt ostrzegawczy, koło zapasowe), ważnego przeglądu technicznego oraz ubezpieczenia (tzw. zielonej karty). W apteczce samochodowej, w zestawie środków medyczno-opatrunkowych nie może zabraknąć m.in. 10-procentowego roztworu amoniaku, walidolu (lek nasercowy), jodyny, bandaży sterylnych i elastycznych, waty, plastrów opatrunkowych, opaski uciskowej bądź gumowego węża uciskowego, nożyczek z zaokrąglonymi końcówkami, rękawiczek chirurgicznych czy też chusteczek higienicznych. Stan apteczek samochodowych może być sprawdzany wyrywkowo zarówno przez białoruską straż graniczną jak i przez patrole milicji drogowej. W razie stwierdzenia uchybień i nieprzestrzegania zasad ruchu drogowego wymierzane są kary.
Główne drogi Białorusi są szerokie, dobrze utrzymane i oznakowane, z wyjątkiem poboczy, które nocą są słabo widoczne. Podczas jazdy należy zachować dużą ostrożność, gdyż bardzo często się zdarza, że po autostradzie poruszają się piesi i zwierzęta domowe lub leżą na niej porzucone duże przedmioty. W nocy największym zagrożeniem są nieoświetlone pojazdy stojące na pasach ruchu. Miejscowi kierowcy, choć z reguły nie jeżdżą szybko, są dość niefrasobliwi: normą jest wolna jazda szybkim pasem ruchu, nieużywanie świateł (nawet po zmroku) i kierunkowskazów, gwałtowne skręcanie z niewłaściwego pasa lub wymuszanie pierwszeństwa przejazdu. Należy ściśle przestrzegać limitów prędkości, wprowadzanych znakami drogowymi. Dla samochodów osobowych, samochodów z przyczepą oraz ciężarowych poniżej 3,5 t wynoszą one:
- w terenie zabudowanym – 60 km/h,
- poza terenem zabudowanym – 90 km/h,
- na autostradach – 110 lub 120 km/h.
Kierowcy powinni uwzględniać częste radarowe kontrole prędkości.
Oszmiana
Pierwszym większym miastem na naszej drodze była Oszmiana. Pamiętałam tę nazwę z opowiadań mamy.
Historia Oszmiany
Historia Oszmiany sięga XIV wieku. W czasach II Rzeczypospolitej była stolicą powiatu w województwie wileńskim. W okresie międzywojennym działały tu zakłady przemysłowe, funkcjonował teatr i gimnazjum im.Jana Śniadeckiego. Przy ulicy Piłsudskiego znajdował się szpital państwowy, liczący 60 łóżek. W mieście pracowało 15 lekarzy. We wrześniu 1939 r. Oszmianę zajęła Armia Czerwona. Miasto i jego mieszkańców dotknął okres przymusowej sowietyzacji. Sowiecka administracja kontrolowała miejscową gospodarkę, życie społeczne i kulturalne. Na wielu mieszkańców spadły represje, aresztowania i zsyłki w głąb ZSRR. 15 stycznia 1940 r. Oszmiana została stolicą rejonu w granicach obwodu wileńskiego. W 1941 r. miasto zajęli Niemcy. Utworzyli getto, w którym przeprowadzali akcje likwidacyjne ludności pochodzenia żydowskiego. W lipcu 1944 r. Oszmiana przeszła z powrotem pod kontrolę sowiecką. Została miastem rejonowym w obwodzie mołodeczańskim (od listopada 1960 r. – w obwodzie grodzieńskim).
Denominacja rubla białoruskiego
1 lipca 2016 r. nastąpiła denominacja białoruskiego rubla. Wprowadzone zostały nowe banknoty i monety. Skala denominacji wyniosła 1:10 000, tzn. jeden nowy białoruski rubel ma wartość 10 000 starych rubli. Do obiegu wprowadzonych zostało siedem nowych banknotów o nominałach 5, 10, 20, 50, 100, 200 i 500 rubli, a także osiem monet: 1, 2, 5, 10, 20 i 50 kopiejek oraz 1 i 2 ruble. 1 nowy rubel białoruski warty jest około 2 złotych. Warto przygotować sobie tabelkę z wartością poszczególnych banknotów, ułatwi to orientację.
Spokojni o stan naszych finansów ruszyliśmy ulicą Sowiecką, przy której zobaczyliśmy lśniącą bielą Cerkiew Zmartwychwstania, z błyszczącymi dwiema wieżami i błękitnymi dachami. Cerkiew zbudowano w latach 1873–1883. Zamknięta została w 1964 r. i zdewastowana (zdjęto kopuły, zburzono dzwonnicę, we wnętrzu urządzono magazyn). Po odrestaurowaniu (1988–1990) przywrócono obiektowi funkcje sakralne.
Dowodem sowietyzacji Oszmiany są nazwy ulic, oprócz Sowieckiej jest też ulica Dzierżyńskiego. Niedaleko stoi pomnik Lenina, co specjalnie nas nie zdziwiło. Zaskoczył nas natomiast znak drogowy ze wskazaniem, że 100 metrów dalej znajdziemy się na ulicy Mickiewicza, która w czasie wojny była w granicach getta.
W pobliżu dostrzegliśmy wieże kościoła, wewnątrz którego trwały prace remontowe. Kościół św. Michała Archanioła wybudowany został ze środków króla Władysława Jagiełły na początku XV wieku. Współczesny kształt zyskał podczas renowacji w latach 1900-1906 w stylu baroku wileńskiego. Od 1950 r. w budynku kościoła działała fabryka, msze wznowiono w 1990 r. Weszliśmy do środka w trakcie polskiej mszy pogrzebowej.
Skansen Zabroddzie
Celem naszej podróży było Mołodeczno, gdzie miałam nadzieję odszukać krewnych ze strony mojej mamy. Najpierw jednak ruszyliśmy do naszego skansenu/muzeum w Zabroddziu, 60 km od Oszmiany. Zakwaterowano nas w jednej z chat na terenie skansenu, w której były dwie izby z oryginalnymi, białoruskimi sprzętami, piecem i toaletą w drewnianym domku niedaleko chaty. Na terenie skansenu były jeszcze autentyczna funkcjonująca stuletnia łaźnia, stodoła z miejscem do spania na sianie, muzeum samochodów cywilnych i wojskowych, a nawet samoloty. Na powitanie czekała na nas na stole buteleczka samogonu, chleb i kiszone ogórki.
Gospodarz okazał się niesłychanie miły, gościnny i uczynny. Kiedy opowiedzieliśmy mu o celu podróży, dał nam swojego GPS-a, żebyśmy mogli dotrzeć pod jedyny ostatni adres w Mołodecznie, jaki mi pozostał na kopercie listu, sprzed ponad trzydziestu lat, od siostrzenicy mojej mamy. W 2015 r. aplikacje na komórki nie miały szczegółowych map Białorusi, wskazywały jedynie główne drogi.
Mołodeczno
Do Mołodeczna było 30 km. GPS zaprowadził nas na ulicę Leśną. Zadzwoniliśmy do bramy, wyszła pani, która nie miała pojęcia, dokąd wyprowadziła się poprzednia właścicielka. Wiedziała tylko, że jej córka pracowała w banku w centrum miasta. Pojechaliśmy więc miasta.
Historia Mołodeczna
Historia Mołodeczna sięga XIV wieku. Na kartach historii miasteczka pojawiło się wiele znanych postaci: wielki kanclerz litewski Lew Sapieha, podkomorzy żmudzki Stanisław Szemiott, Michał Kazimierz Kociełł, podskarbi litewski, Tadeusz Ogiński, kasztelan trocki i pisarz litewski, jego syn Franciszek Ksawery Ogiński. W wyniku drugiego rozbioru Polski w roku 1793, Mołodeczno weszło w skład Imperium Rosyjskiego (powiat wilejski). W 1812 r. przez Mołodeczno przemaszerowały wojska napoleońskie, wracające spod Moskwy. Cesarz Francuzów zatrzymał się w pałacu Ogińskich, przenocował tu i porzucił resztki wielkiej armii.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., Mołodeczno znalazło się w granicach II Rzeczpospolitej, w województwie wileńskim, jako siedziba wiejskiej gminy Mołodeczno. Od września 1922 r. do września 1939 r. miasto było garnizonem 86 Pułku Piechoty. W kampanii wrześniowej 1939 r., w której brał udział mój ojciec, pułk walczył w składzie 19 Dywizji Piechoty. 17 września 1939 r. Mołodeczno zostało włączone w skład Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 25 czerwca 1941 r. zostało zajęte przez wojska hitlerowskie. W północno-wschodniej części miasta, przy ulicy Maksima Gorkiego (Zamkowej), został utworzony Stalag Nr 342 – obóz jeniecki. Do czerwca 1944 r. w obozie zginęło 33 150 osób. Mołodeczno zostało wyzwolone 5 lipca 1944 r. przez wojska Trzeciego Frontu Białoruskiego. Od 1960 r. należy do obwodu mińskiego.
Gdy wjechaliśmy do centrum miasta, było już późne popołudnie. Nie mieliśmy nadziei na odszukanie kogokolwiek z krewnych, tym bardziej, że bank już był zamknięty. Postanowiliśmy rozejrzeć się po mieście. Z podróży sprzed lat pamiętałam jedynie budynek cerkwi i gmach dworca kolejowego. Mołodeczno w czasie wojny przechodziło z rąk do rąk, mama wspominała o bombardowaniach, przed którymi chronili się w wykopanym w ogrodzie schronie. W czasie II wojny światowej zniszczone bądź spalone zostały 363 budynki mieszkalne i 755 użytkowych, dwa drewniane budynki szpitalne na 80 łóżek i lecznica chorób zakaźnych na 40 łóżek, budynki przychodni, polikliniki dziecięcej, budynek sanepidu i piętrowa miejska apteka, budynek żłobka na 40 miejsc i dwie szkoły. Zburzony został mołodeczański węzeł kolejowy. W mieście zachowało się zatem niewiele historycznych budowli.
Zapamiętana przeze mnie Cerkiew Wstawiennictwa Najświętszej Bogurodzicy została zbudowana w latach 1867-1871 w stylu charakterystycznym dla świątyń prawosławnych końca XIX wieku i jest to jedyna świątynia z tego okresu. Pozostałe cerkwie i kościoły zostały wzniesione po 1990 r., są to więc współczesne budowle, niemniej imponują ciekawą architekturą i wielkością.
Budynek dworca kolejowego został wzniesiony w 1907 r. w charakterystycznym dla początku XX wieku stylu architektonicznym. W mojej pamięci zachował się jako ciekawy, ale szary i raczej zaniedbany budynek. Tymczasem zobaczyliśmy piękny, okazały, zadbany obiekt, znakomicie zachowany i utrzymany. Patrząc na tory kolejowe, myślałam o rodzicach, którzy stali na tym peronie w mroźny, styczniowy dzień 1945 r. i czekali na transport do Polski.
Obeszliśmy centrum miasta, szukając miejsca na obiad. Na głównej ulicy znaleźliśmy tylko bar w stylu lat 80-tych, w którym zdecydowaliśmy się bez entuzjazmu coś zjeść. Sfotografowaliśmy pomnik Lenina na Placu Centralnym i Jana Pawła II przed kościołem katolickim i ruszyliśmy na noc do naszego skansenu, łapiąc w obiektywach aparatów zachodzące słońce.
Okolice Mołodeczna
Następnego dnia, po śniadaniu z pięciu jaj (nas było czworo), sadzonych na boczku, smacznym wprawdzie, ale trochę mało obfitym, pojechaliśmy do miasta. W informacji bankowej zapytaliśmy o krewną, podając tylko jej imię i imię i nazwisko jej matki oraz to, że nic więcej o niej nie wiemy i że jesteśmy z Polski. Sympatyczny pan zadzwonił do długoletniej pracownicy banku, która wszystko o wszystkich powinna wiedzieć. I rzeczywiście, mimo że córka naszej krewnej pracowała w innym oddziale tego banku i tego dnia miała dzień wolny, odnaleziono ją i powiadomiono o naszym przyjeździe. Przedpołudnie spędziliśmy z odnalezioną rodziną, wzruszeni ich gościnnością.
Mając lokalnego przewodnika w osobie siostrzenicy mojej mamy, najbliższej mi krewnej, pojechaliśmy do miejsc, które pamiętałam i które najbardziej wiązały się z historią mojej rodziny. Utkwiły mi w pamięci zwłaszcza Bojary, wieś pod Mołodecznem, w której urodziła się moja mama. Tam pokazałam moim córkom miejsce, gdzie stał jej dom rodzinny. Dzięki obecnym mieszkańcom mogliśmy także wejść do domu jej brata, w którym byłam jako dziecko. Spotkaliśmy tam też staruszkę, miała być żoną wujka, którego nie znałam i tego epizodu nie pamiętałam. Obok, we wsi Damasze, mieszkała rodzina brata mojego dziadka. Pozostała z tego okresu jedna, kolorowa chata w ogrodzie pełnym kwiatów.
Na pobliskim cmentarzu znaleźliśmy w gąszczu chwastów mogiły mojej cioci z mężem. Groby dziadków zostały zniszczone podczas budowy zapory wodnej, w wyniku której powstało jezioro pod samą wsią. Wracaliśmy do Zabrodzia zadowoleni i szczęśliwi, że nasza wyprawa na Białoruś nie pozostanie wyłącznie krajoznawczą wycieczką.
W skansenie czekał na nas obiad w postaci czerwonego barszczu i ziemniaczanej kiszki, której smak pamiętałam z rodzinnego domu. Gospodarz zaprosił nas do obejrzenia eksponatów w muzeum, mogliśmy także popróbować spania na sianie, a na następny, ostatni już wieczór, zaproponował nam kąpiel w białoruskiej stuletniej bani (łaźni), opalanej drewnem, wyposażonej w witki brzozowe do chłostania. Zrobiliśmy jeszcze sesję zdjęciową pod białoruską chatą, na wzór zdjęć, które miałam w rodzinnym albumie.
Wycieczka do Mińska
Droga z Zabroddzia do Mińska prowadziła przez wsie, których nazwy pamiętałam z dzieciństwa: Tatarszczina, Miasota, Kościuszki, Radoszkowicze. W Miasocie mój ojciec dzierżawił młyn, który spłonął w czasie wojny. Nieco ponad 100 km pokonaliśmy w około 1,5 godziny. Samochód zaparkowaliśmy w pobliżu mińskiego dworca głównego, gdzie przywitały nas dwie socrealistyczne, bliźniacze wieże – Wrota Miasta. Na jednej z wież zamontowany jest zegar o średnicy 3,5 metra, największy na Białorusi, na drugiej herb Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Historia Mińska
Historia Mińska sięga XI wieku. Od 1101 r. był stolicą księstwa mińskiego, od około 1300 r. wszedł w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, a po unii lubelskiej w 1569 r. był częścią Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W 1664 r. miasto trzy razy odwiedził król Jan II Kazimierz Waza. Pod koniec XVII wieku miasto było ufortyfikowane wałami ziemnymi, znajdował się w nim zamek starosty, murowany dwór Hlebowicza oraz liczne klasztory. W latach 1700–1710 wzniesiono nowy kościół jezuitów, od 1798 kościół katedralny pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny. W 1708 r. miasto zostało spalone przez Rosjan na rozkaz cara Piotra I, potem okupowane przez armię rosyjską. Po II rozbiorze Polski od 1793 r. Mińsk znajdował się pod zaborem rosyjskim. W czasie I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej miasto przechodziło z rąk Niemców, polskich i białoruskich mieszkańców, w ręce bolszewików, by na krótko od sierpnia 1919 r. do lipca 1920 r. przebywać pod polską administracją.
W 1920 r. Mińsk został włączony do ZSRR i po II wojnie światowej, po odbiciu przez Armię Czerwoną z rąk hitlerowskich, pozostał stolicą Białoruskiej SSR. Miasto było całkowicie zniszczone i zostało na nowo zbudowane jako idealne, socjalistyczne miasto, prezent od Stalina. Od 1991 r. Mińsk jest stolicą suwerennej Republiki Białorusi oraz centrum politycznym i kulturowym białoruskiego narodu. Dzień 3 lipca, upamiętniający datę wyzwolenia terenów Białorusi przez Armię Czerwoną spod okupacji niemieckiej (3 lipca 1944), jest świętem narodowym Białorusi.
Na przestrzeni wieków swojej historii Mińsk był wiele razy całkowicie niszczony, nie pozostało w nim zatem dużo zabytków przeszłości. Są w nim natomiast wielkie place, szerokie arterie, ogromne pałace, muzea, gigantyczne budynki, parki, wiele pomników i symboli minionej epoki. W mieście uderzająca jest niesamowita czystość, spokój i porządek.
Nasza wycieczka do Mińska wypadła 3 lipca, a więc w największe święto Białorusi. Przyjechaliśmy w południe, mocno grzało lipcowe słońce. Główne uroczystości państwowe już się skończyły, ale na głównej arterii miasta, Prospekcie Niepodległości, jeszcze wiele się działo. Szliśmy tą aleją, czując się trochę jak przed laty w kraju w święto pierwszomajowe. Ulice i place udekorowane czerwonymi i zielonymi flagami, kolorami Białorusi, wielkie plakaty z napisami „3 lipca” i „Święto Niepodległości”, na placach i w parkach dzieci w ludowych strojach, mnóstwo czerwonych kwiatów na skwerach.
Przy alei Niepodległości znajdują się główne państwowe i, nawiązujące do komunistycznej przeszłości, budowle i pomniki: ponury budynek siedziby białoruskiego KGB i pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, Plac Październikowy z ogromnym Pałacem Republiki, Plac Niepodległości z Domem Rządowym i pomnikiem Lenina, budynkiem magistratu i uniwersytetu mińskiego oraz hotelem Mińsk. W podziemiach pod powierzchnią placu wybudowano trzykondygnacyjne centrum handlowe Stolica. Z wielkimi szarymi rządowymi budynkami, zaraz za kopułą fontanny, na której umieszczono trzy wzlatujące w niebo ptaki, kontrastuje czerwony katolicki kościół świętych Szymona i Heleny z figurą Jana Pawła II przed budynkiem. Na końcu alei Niepodległości znajduje się Plac Zwycięstwa z majestatycznym obeliskiem, na szczycie którego błyszczy radziecka gwiazda z napisem Pabieda – Zwycięstwo.
Przeszliśmy przez most na drugą stroną alei Niepodległości, gdzie w parku odbywały się występy dzieci, w licznych kramach sprzedawano lody, napoje, jedzenie i watę cukrową. Wokół niedalekiego gmachu cyrku stały figury, przedstawiające postacie występujące na arenie. Ponieważ zaczął doskwierać nam głód i pragnienie, usiedliśmy w przyjemnej restauracji ze stolikami na ulicznym patio, gdzie zjedliśmy pyszne, gorące, chrupiące draniki (placki ziemniaczane) ze śmietaną i wypiliśmy kwas chlebowy.
Nieoczekiwane spotkanie
Wracaliśmy przez nowoczesne osiedla mieszkaniowe Mińska, zabudowane ogromnymi wieżowcami. Przed Mołodecznem zauważyłam tablicę z napisem Ciurle. We wsi tej mieszkała rodzina nieżyjącego już syna mojej cioci, u których gościłam wraz z mamą podczas mojego drugiego pobytu na Białorusi w 1970 r. Zatrzymaliśmy się przy niewielkim sklepie koło szosy. Weszłam do środka i zapytałam, czy ktoś zna może wdowę. Odezwał się klient sklepu, mówiąc, że tak, to córka bohaterki Związku Radzieckiego z racji zasług w pracy w ówczesnym kołchozie. Wskazał mi kobietę, wkładającą butelkę mleka do koszyka. W pierwszej chwili nie poznałam jej, ona natomiast ze słowami: ”Irena, ty takaja krasiwaja była” wyściskała mnie i poleciła jechać za sobą i jej rowerem. Znowu poprosiłam o zawiezienie na mogiłę jej męża i matki, a gdy wróciliśmy z cmentarza, zostaliśmy przyjęci z niesamowitą gościnnością, “czym chata bogata”, przez całą rodzinę, która w tym czasie się zbiegła. Wizyta była niestety krótka, bo w naszym skansenie czekał rozpalony piec w białoruskiej łaźni.
Powrót na Litwę
Po śniadaniu i spacerze po okolicy oraz zrobieniu ostatnich fotek ruszyliśmy w stronę granicy. W tym samym punkcie obsługi klienta oddaliśmy nasze samochodowe urządzenie kontrolne i otrzymaliśmy zwrot kaucji oraz niewykorzystaną kwotę opłaty za przejazdy. Ponieważ rubli białoruskich nie można wywozić, zatankowaliśmy na stacji benzynowej do pełna. Zostało nam jeszcze parę tysięcy rubli, które wydaliśmy w sklepie wolnocłowym na granicy, bogato zaopatrzonym, szczególnie we wszelkiego rodzaju alkohole. Przejazd przez przejście graniczne zajął niestety około trzech godzin, ale wyłącznie z powodu kolejki oczekujących na wyjazd.
Pozostawiliśmy Białoruś za sobą z przeświadczeniem, że musimy tu jeszcze kiedyś wrócić. Mieliśmy zbyt mało czasu, żeby dotrzeć do wszystkich tych miejsc, których nazwy pamiętałam z opowiadań mamy. Nie próbowaliśmy nawet odnaleźć śladów mojego ojca. On sam urodził się w Krewie, może jeszcze gdzieś tam dzieci jego rodzeństwa udałoby się odszukać. Białoruś przez lata była krajem, gdzie czas się zatrzymał, a mieszkańcy nigdzie nie wyjeżdżali. W miastach i wsiach, mimo ogromu kataklizmów, które nawiedziły ten kraj, znaleźć można wiele wspaniałych zabytków architektury i kultury, a Białorusini to niezwykle gościnni ludzie.
Tadeusz Konwicki tak pisał o Białorusi:
„Nie wryłaś się w ludzką pamięć, Białorusi. Nie odbierałaś innym wolności, nie rabowałaś cudzej ziemi, nie mordowałaś ludzi zza sąsiedzkiej miedzy. Miałaś dla obcych szacunek i gościnny kołacz, miałaś dla rabusiów ostatnią krowę i ostatnią kromkę żytniego chleba ze znakiem krzyża, miałaś dla nieszczęśliwych krwawiące serce i biedne niepieszczone życie do oddania. Dlatego mało kto Ciebie pamięta.”
My zapamiętamy i na pewno tutaj wrócimy.