Drogą nr 1 przez południową Islandię

Na zwiedzanie południowego wybrzeża wyspy poświęciłyśmy półtora dnia. Pojechałyśmy na wschód, odwiedzając po drodze czarne plaże, jęzor lodowca i lagunę lodowcową, a później tą samą droga wróciłyśmy do Reykjaviku, zatrzymując się w miejscach, które z powodu ograniczeń czasowych wcześniej pominęłyśmy.

Skogar

Tego dnia miałyśmy przejechać najdłuższy odcinek, ok. 400 km. Zjadłyśmy śniadanie w hotelu, spróbowałyśmy tam lawowego chlebka. Podjechałyśmy do leżącego kilkaset metrów od hotelu imponującego wodospadu Skogarfoss. Poranek był pogodny, więc wspięłyśmy się po kilkuset stopniach na szczyt wzgórza, ponad wodospad. Rozpościera się stamtąd widok na góry i równinne wybrzeże. Później podjechałyśmy do muzeum Skogar. Nie miałyśmy w planach zwiedzania, chciałyśmy tylko zerknąć na przyległy do niego skansen. 


Wodospad Skogarfoss w zimowej odsłonie pojawił się w 1 odcinku 8 serii Gry o Tron.

Wrak DC-3

Jedną z atrakcji w pobliżu Skogar jest wrak samolotu DC-3, który rozbił się tam w 1973 r. Należy zostawić samochód na bezpłatnym parkingu przy drodze nr 1 i udać się na 4-kilometrowy spacer po płaskim lawowym pustkowiu. Jeżeli wieje lub pada, to takiej wycieczki nie polecam. Parking znajduje się po prawej stronie, 10 km za Skogar. Zaczynało już wiać, no i nie mogłyśmy poświęcić 2 godzin, więc ruszyłyśmy dalej, na cypel Dyrhólaey. 

Cypel Dyrhólaey

Droga na cypel wytyczona jest przez jezioro i gdy nią jechałyśmy, była częściowo zalewana przez wodę. Nieco dalej asfalt się kończy i odcinek na 120 -metrowe wzniesienie trzeba pokonać lawową gruntówką. Przez wiatr na górze trudno było ustać na nogach, a nadciągające chmury ograniczały widzialność, ale i tak widoki stamtąd są niezapomniane. Coś jak australijskie Great Ocean Road, tylko w wydaniu nordyckim. Na cyplu stoi latarnia morska, z morza wystają czarne skały i masywny łuk. Otaczające plaże są czarne, a w oddali piętrzą się góry i wulkany. 

Spod latarni morskiej przejechałyśmy na drugi punkt widokowy, położony niżej, oferujący lepszy widok na skały otaczające plażę Reynisfjara. Na parkingu są toalety, ale ponieważ parking jest bezpłatny, to za wc trzeba zapłacić.

Plaża Reynisfjara

Kolejnym przystankiem była Reynisfjara. Czarna plaża z jaskinią z bazaltowych kolumn przyciąga tłumy. Bywa tam niebezpiecznie ze względu na ogromne fale, przed czym ostrzegają tablice na parkingu. Wiatr i zacinający deszcz tylko spotęgowały dramatyzm tego miejsca.

Następny postój zrobiłyśmy kilka kilometrów dalej, w centrum handlowym na obrzeżach Vik. Stamtąd ruszyłyśmy w kierunku parku narodowego Vatnajökul. Droga prowadzi przez równinę Mýrdalssandur, uformowaną przez erupcje wulkanu Katla i dalej przez porośnięte mchem pola lawowe Eldhraun, stworzone ponad 200 lat temu przez wulkan Laki. 

Park narodowy Vatnajökul

Po południu dotarłyśmy do parku narodowego Vatnajökul. Ogromne języki lodowca widać już z daleka, z drogi nr 1. Zaparkowałyśmy przy Visitors’ Centre i wybrałyśmy krótszą z dwóch tras prowadzących do lodowca. Na szczęście pogoda się poprawiła, przestało wiać i padać. Po około 20 minutach dotarłyśmy do błękitnego lodowca, leżącego przy ogromnej plaży. Między lodowcem a piaskiem jest jezioro z niewielkimi górami lodowymi.

Zimą organizowane są wycieczki z przewodnikiem do jaskiń w lodowcu. Za możliwość doświadczenia klimatów z „Gry o tron”  w czasie 2,5 godzinnej wyprawy trzeba zapłacić co najmniej 200 Euro od osoby.

Cała wycieczka na lodowiec zajęła nam ok 1,5 godziny. Gdybyśmy miały więcej czasu, poszłybyśmy jeszcze do popularnego, otoczonego bazaltowymi kolumnami wodospadu Svartifoss, nam jednak zależało na dotarciu przed zmrokiem do ostatniego punktu wycieczki, laguny lodowcowej Jökulsárlón.

Laguna Jökulsárlón

Laguna leży przy samej szosie, dojechałyśmy do niej po kilkudziesięciu minutach. Niestety znowu zaczęło padać, a co za tym idzie, robić się ciemno, dlatego szybko zrobiłyśmy zdjęcia błękitno-biało-szarych brył lodu, które po oderwaniu od lodowca nawet 5 lat unoszą się na wodach laguny, zanim najkrótszą rzeką Islandii dotrą do oceanu. Po lagunie organizowane są rejsy łodziami, co może być fajną atrakcją przy lepszej pogodzie i jak się ma więcej czasu.

10 km przed Jökulsárlón, 1 km od głównej drogi, leży bardziej kameralna laguna Fjallsárlón, której z powodu późnej pory nie udało nam się zobaczyć.

Droga nr 1

Droga nr 1 jest prosta i wąska, tzn ma po jednym pasie w każdym kierunku, bez poboczy. W okolicy lodowca widziałyśmy jeden samochód zakopany do połowy kół w lawowym żwirze na poboczu. Nie wiemy, czy kierowca chciał się tam zatrzymać, czy się zagapił, czy coś go zdmuchnęło, ale przypuszczalnie musiał później czekać na pomoc kilka godzin. Nawierzchnia drogi jest raczej dobrze utrzymana, chociaż na kilku krótkich odcinkach były ograniczenia prędkości z powodu dziur i ukruszeń. Trzeba wtedy uważać na kamyki spod kół poprzedzających pojazdów. Od czasu do czasu trafiają się mosty, nawet kilkusetmetrowe, na których jest tylko jeden pas ruchu i trzeba dobrze ocenić, czy można wjechać na most przed samochodem jadącym z naprzeciwka. Przy silnym wietrze niebezpieczne może być mijanie ciężarówek czy autobusów. Tych pierwszych spotkałyśmy tylko kilka, autokary trafiały się znacznie częściej. Na szczęście ruch w obie strony był mały, czasem przez kilka kilometrów nie było żywej duszy. 

In the middle of nowhere

Następny nocleg zarezerwowałam w hotelu Laki, mniej więcej w połowie drogi między laguną a Skogar, skąd wyruszyłyśmy. Dojechałyśmy już po ciemku. Hotel leżał 4 kilometry od głównej drogi, pośrodku niczego. Był to jedyny duży obiekt, w jakim nocowałyśmy, obsługujący grupy wycieczkowe. Znalezienie naszego pokoju w poplątanej numeracji i zamkniętych drzwiach oddzielających części hotelu, był nie lada wyzwaniem. Miałyśmy pokój ekonomiczny, więc bez wygód i z łazienką, której przydałby się remont, ale jak wszędzie było czysto i ciepło. Postanowiłyśmy zjeść w restauracji hotelowej. Obsługująca nas kelnerka zagadała w języku polskim. Dania z gatunku małe nic na wielkim talerzu, oczywiście w cenie adekwatnej do miejsca.

Za to śniadanie było najobfitsze ze wszystkich, które jadłyśmy. Dawali nawet gofry. Pan pokojowy, którego spotkałyśmy na korytarzu, też okazał się być Polakiem. Co ich przywiodło na takie odludzie?

Po wyjeździe na główną drogę, zatrzymałyśmy się na zdjęcie przy wodospadzie Systrafoss (wodospad sióstr) i na porośniętym mchem polu lawowym Eldhraun, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Minęłyśmy Vik i Skogar i podjechałyśmy do wodospadu Seljalandsfoss, po drodze robiąc zdjęcia wulkanicznych zboczy otaczających Skogar. 

Wodospad Seljalandsfoss

Wodospad Seljalandsfoss ma wysokość 60 m i jest widoczny z drogi nr 1. Można przejść ścieżką za wodospad, do dużej groty i podziwiać spadającą z góry wodę. Lepiej wrócić tą samą drogą, zanim ścieżka zacznie piąć się stromo w górę. Żeby nią wyjść z drugiej strony wodospadu, trzeba wspinać się po obłoconych, śliskich i wąskich kamieniach. Niektórzy ludzie przed nami mieli duże problemy z przejściem, a nie było już możliwości, żeby się wycofać.

LAVA Centre

20 km od wodospadu w stronę Reykjaviku, w miejscowości Hvolsvöllur, znajduje się warte odwiedzenia LAVA Centre. Jest to interaktywne centrum nauki z ekspozycjami o wulkanach i trzęsieniach ziemi. Można tu obejrzeć kilkunastominutowy film o erupcjach wulkanów. Bilety kosztują online 3200 kr (100 zł), na miejscu nieco więcej, a sam pokaz filmu 1200 kr.

Bliżej Reykjaviku droga nr 1 rozszerza się, miejscami do dwóch pasów w obu kierunkach i prowadzi w górę, na tyle wysoko, że przez pewien czas jechałyśmy w chmurze. Przed samym Reykjavikiem zjeżdża w dół i łączy się z drogą szybkiego ruchu prowadzącą do centrum miasta.

Możliwość komentowania została wyłączona.