Z Kanady do Stanów przez granicę lądową

Kolejnym etapem mojej podróży było Portland w stanie Maine w USA. Ze względu na ceny biletów (z Kanady do USA były dużo droższe niż krajowe po USA), zdecydowałam się przejechać przez granicę do Buffalo i stamtąd lecieć do Portland z przesiadką na JFK. Miałam zarezerwowany bilet na Megabus, ale ostatecznie pojechałam samochodem z moim znajomym Kanadyjczykiem. I była to chyba lepsza decyzja, z powodu dużych korków, które udało nam się jakoś objechać i długiego czekania na granicy. 

Doświadczenia z przekraczania granicy amerykańskiej

Na podstawie moich podróży do USA mogę stwierdzić, że osoby, wobec których wymagana jest wiza turystyczna, powinny unikać wjazdu przez małe lotniska i przez przejścia lądowe.

Na dziewięć podróży trzy razy byłam dokładnie przepytywana. Najdłużej i najdokładniej (włącznie z przeszukaniem bagażu podręcznego) za pierwszym razem w Minneapolis. To mogłam jeszcze zrozumieć, to była moja pierwsza podróż do Stanów.

Za drugim razem przemaglowano mnie właśnie na przejściu granicznym w Buffalo. Tu musiałam odczekać swoje na sprawdzenie dokumentów i rozmowę z oficerem imigracyjnym (mimo braku kolejki), zostałam też dokładnie przepytana o moje wcześniejsze paszporty (bo suma pieczątek granicznych w paszporcie z wizą, który utracił ważność, i paszporcie aktualnym, była mniejsza od liczby moich podróży do Stanów) i o mój plan pobytu (znowu sprawdzili moje wydrukowane rezerwacje).

Trzecie przesłuchanie przeszłam dwa lata później na lotnisku Orlando Sanford. Obsługuje ono głównie loty krajowe, więc jeden lot w tygodniu z Europy musi stanowić atrakcję. Rezerwując bilet, nie zwróciłam uwagi, że ten samolot nie ląduje na głównym lotnisku w Orlando. W Sanford najpierw kazano wysiąść pasażerom lecącym dalej tym samym samolotem do Miami, przez co już musiałam stać za nimi dłużej w kolejce. Później, po wstępnym sprawdzeniu, oficer zabrał mój paszport i kazał usiąść w salce pełnej takich samych pechowców i czekać na drugą rozmowę. Czułam się jak nielegalny imigrant zatrzymany na granicy, bez prawa do telefonu czy toalety. Po dobrych kilkudziesięciu minutach, może godzinie, bo pogranicznicy się nie spieszyli, zostałam przepytana na okoliczność, po czym oficer wbił mi pieczątkę do paszportu i przeprosił, że tak długo to trwało. Wydawał się zdziwiony, że akurat mnie zatrzymano do kontroli.

Za to do tej pory w dużych, międzynarodowych portach (JFK, Atlanta, Miami, Orlando International, a nawet Cincinnati), jedyne co musiałam przejść, to długie kolejki do kontroli i standardowe pytania o cel wizyty. Raz w Miami oficer o prawdziwie amerykańsko brzmiącym nazwisku Lopez zapytał mnie o zawód. Gdy odpowiedziałam, że „air traffic controller”, to zaskoczony się zaśmiał i mówi „you must be kidding me”. Po czym radośnie wpuścił mnie na teren USA. 

Lot do Portland

Z Buffalo poleciałam linią Jet Blue do Nowego Jorku, gdzie miałam krótką przesiadkę na lot do Portland. W Portland była mgła i piloci przerwali pierwsze podejście. Na szczęście po niedługim czasie warunki się nieco poprawiły i wylądowaliśmy. Nie znam przepisów amerykańskich i nie wiem, czy w przypadku lądowania na lotnisku zapasowym przewoźnik ma obowiązek zapewnienia transportu do miejsca docelowego. Na szczęście nie musiałam tego sprawdzać.

Możliwość komentowania została wyłączona.