Weekend w Edynburgu

Gościnny wpis mojej siostry Marty.

Od kilku lat mieszkam w Londynie. Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji, by pozwiedzać Wielką Brytanię. Do Szkocji chciałam się wybrać już od dłuższego czasu i w końcu nadarzyła się sposobność. Udało mi się znaleźć dobrą ofertę na weekend – wylot w sobotę rano, powrót w niedzielę wieczorem. Czas na miejscu musiałam więc sobie bardzo dobrze rozplanować. Podróż do Szkocji zimą jest dość ryzykowna ze względu na pogodę, o czym przekonałam się bardzo szybko.

Lotnisko i komunikacja

Z Londynu loty do Edynburga odbywają się kilka razy dziennie ze wszystkich pięciu lotnisk i często można trafić na okazje tańsze niż pociąg. Podróż zajmuje tylko godzinę i 20 minut (dla porównania pociąg jedzie 4,5-5 godzin). Z Polski do Edynburga można dolecieć tanimi liniami z większości lotnisk, a podróż zajmuje około 2,5 godziny.

Lotnisko w Edynburgu znajduje się 13 km od centrum miasta i jest z nim bardzo dobrze skomunikowane. Do wyboru mamy kilka opcji dojazdu. Warto ściągnąć sobie aplikację Transport for Edinburgh, która wyszuka nam różne opcje, oraz powiązaną z nią TfE M-Tickets, na której w prosty sposób można kupić bilety autobusowe.

Autobusy do centrum kursują spod samego terminala i obsługiwane są przez firmę Lothian Buses. Bilet w jedną stronę kosztuje 4,50£, w dwie 7,50£. Można je kupić w autobusie lub przez aplikację. Przy tej drugiej opcji należy pamiętać, by aktywować bilet dopiero przed samym wejściem, ponieważ ważny jest tylko przez 5 minut po aktywacji. Wystarczy pokazać go kierowcy i już można wsiadać.

Ja zdecydowałam się na autobus Airlink 100, który jest najszybszy i przejeżdża przez samo centrum. Miejsca są przestronne, przy każdym siedzeniu znajduje się gniazdko USB, w autobusie działa też bezpłatne WiFi. Podróż trwa około 30 minut. Wszystkie przystanki są na żądanie, musimy więc nacisnąć przycisk STOP. Wyświetlacz w autobusie pokazuje 3 kolejne, więc łatwo możemy ocenić, który jest dla nas najdogodniejszy.

Inne linie kursujące z lotniska, to Skylink 300, który jedzie trochę dłuższą trasą i dojeżdża aż do pałacu Holyrood oraz Skylink 200 (ten omija centrum i jedzie do Ocean Terminal). Istnieje jeszcze opcja dojazdu do centrum tramwajem. Przystanek znajduje się jednak już troszkę dalej od terminala, a bilet kosztuje 5,50£ (8,50£ w dwie strony). Kupimy go w automacie (kartą lub odliczonymi monetami).

Transport miejski

Lothian Buses obsługuje też autobusy poruszające się po mieście. Bilet jednorazowy kosztuje wtedy 1,70£. Można go kupić w aplikacji lub w autobusie – kartą zbliżeniową lub odliczoną kwotą bezpośrednio u kierowcy (monety wrzucamy wtedy do skrzyneczki, a kierowca nie ma możliwości wydania reszty). W nowszych pojazdach znajdziemy gniazdka USB do ładowania telefonu. Jeśli planujemy więcej niż 2 przejazdy jednego dnia, warto rozważyć bilet całodzienny, który kosztuje 4,50£. Centrum Edynburga jest jednak na tyle małe, że nie miałam problemów z poruszaniem się na piechotę.

Zamek i okolice

By nie marnować czasu, zwiedzanie postanowiłam zacząć od razu po przyjeździe. Wysiadłam na przystanku na Princes Street – nowoczesnej ulicy z mnóstwem sklepów, nad którą góruje najważniejsza atrakcja miasta – majestatyczny zamek. Twierdzę zbudowano na wzgórzu, droga do niej jest więc dość męcząca, ale widoki ze szczytu rekompensują trudy. Zamek otwarty jest prawie codziennie, w środku znajduje się wiele atrakcji, a o 13tej oddawana jest salwa armatnia. Ja niestety miałam pecha – nad Wielką Brytanią przechodził akurat huragan Dennis. Ze względu na silny wiatr twierdzę zamknięto. Dostępny był tylko dziedziniec przed wejściem, z którego roztacza się wspaniały widok na całe miasto.

Przed przyjazdem warto odwiedzić stronę internetową zamku, gdzie znajdziemy godziny otwarcia (różne w zależności od sezonu) i kupimy bilet wstępu (taniej niż w kasie na miejscu i bez czekania w kolejce). Gdyby ktoś miał takiego pecha jak ja, koszty rezerwacji zostałyby zwrócone lub obsługa zmieniłaby termin. Informacje o wszelkich nieprzewidzianych zmianach w godzinach otwarcia pojawiają się na Twitterze.

Przed wejściem na zamkowy dziedziniec znajdują się dwie ciekawe, ale dość drogie atrakcje: The Scotch Whiskey Experience – replika destylarni whisky oraz Camera Obscura. Do tego drugiego miejsca kolejka stała dookoła budynku, bo biletów nie można jeszcze kupić przez Internet.

Greyfriars Kirkyard i pies Bobby

Edynburg jest miastem o niezwykłym klimacie – szarym i mrocznym, a jednocześnie tajemniczym. Popularne są tutaj wieczorne wycieczki śladami morderstw i duchów, a ostatnio również Harrego Pottera. Je postanowiłam wytyczyć sobie swoją własną trasę.

Z zamku przeszłam się ulicą Lawnmarket, a następnie skręciłam w George IV Bridge, minęłam Bibliotekę Narodową, by po prawej stronie zobaczyć The Elephant House. To w tej niepozornej kawiarni powstawały książki o Harrym Potterze.

Kilka kroków dalej natrafimy na Greyfriars Bobby’s Bar, przed którym znajduje się niewielki pomnik pieska Bobby’ego. Ten mały terier przez 14 lat czuwał przy grobie swego właściciela. Cmentarz Greyfiars Kirkyard, na którym został pochowany, znajduje się zaraz obok, a pomnik upamiętniający miejsce jego spoczynku stoi naprzeciwko bramy wejściowej. Nie da się go przegapić – fani układają pod nim psie zabawki i patyki do rzucania. Ten piękny cmentarz znany jest też z tego, że to po nim przechadzała się J.K. Rowling, szukając wśród nazwisk inspiracji do swoich książek. Jeśli więc dobrze poszukamy, znajdziemy tam grób Tom’a Riddle’a, który nieświadomie użyczył swojego imienia ludzkiej postaci Lorda Voldemorta. 

National Museum of Scotland

Naprzeciwko Greyfriars Bobby’s Bar zobaczymy National Museum of Scotland – zdecydowanie warte odwiedzenia (zwłaszcza, że wstęp jest darmowy!), otwarte codziennie od 10tej do 17tej. Na jego zwiedzanie należy przeznaczyć kilka godzin, ponieważ ilość atrakcji jest zadziwiająca. Znajduje się w nim masa przeróżnych kolekcji – technologii i nauki, transportu, archeologii, świata naturalnego czy historii Szkocji, by wymienić tylko kilka. Można tutaj zobaczyć zegar milenijny, szachy z Lewis (rozsławione w filmie Harry Potter i Kamień Filozoficzny) wypchaną owcę Dolly, spróbować biegania w „kole chomika” czy porozmawiać z robotem. Wiele wystaw jest multimedialnych lub stworzonych w formie zabawy. Warto wybrać się tam z dziećmi, ale dorośli też będą zachwyceni.

Royal Mile i małe muzea

Z muzeum wróciłam do Royal Mile czyli głównej ulicy starego miasta, a właściwie czterech ulic: Castle Hill, Lawnmarket, High Street i Canongate. Ciągną się one od zamku do Pałacu Holyrood (oddalonych o milę od siebie, stąd nazwa). Znajdują się przy nich zabytkowe kamienice, w których obecnie mieszczą się sklepy z pamiątkami, restauracje i puby. Można tu też spotkać licznych artystów ulicznych, na przykład kobziarzy w tradycyjnych strojach (których nie odstraszył nawet wiatr i deszcz). 

Jednym z zabytków tej części miasta jest Katedra św. Idziego, której historia sięga XII wieku. Wstęp do kościoła jest bezpłatny, przy wejściu można jednak złożyć dobrowolną 5-funtową darowiznę na konserwację zabytku. Pozwolenie na fotografowanie we wnętrzu płatne jest 2£, nie widziałam jednak by ktokolwiek tego pilnował lub respektował. Istnieje możliwość wejścia na dach z przewodnikiem. Koszt takiej wycieczki to 6 funtów.

W okolicy Royal Mile znajduje się cala masa malutkich, bezpłatnych muzeów. Warto wejść do kilku, by przynajmniej zobaczyć wnętrza kamienic, ale też poznać interesujące fakty o Szkocji i życiu jej mieszkańców. Ja zdecydowałam się na trzy. Muzeum Pisarzy, położone w głębi jednej z bram, poświęcone jest znanym szkockim twórcom, m.in. Sir Walterowi Scottowi (polecam tylko pasjonatom, bo poza rękopisami i kilkoma rycinami, nie znajdziemy tam wiele). Ciekawe Muzeum Historii Ludu (The People’s Story Museum) opisuje dzieje ludu pracującego w Edynburgu. Naprzeciwko niego zwiedzić możemy Muzeum Edynburga, opowiadające historię miasta, chociaż, moim zdaniem, w dość ubogi sposób. Opisy wszystkich muzeów oraz godziny ich otwarcia znajdziemy na stronie Museums & Galleries Edinburgh.

Bary na Royal Mile

Royal Mile to także liczne bary, kawiarnie i restauracje. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – fastfoody, znane sieciówki czy klimatyczne tradycyjne puby. Ceny wszędzie są mniej więcej podobne. Ja decydowałam się na pub No. 1, ponieważ był mniej zatłoczony. Warto skusić się na lokalne specjały. Oczywiście, jak w całej Wielkiej Brytanii, tutaj również dostaniemy klasyczną rybę z frytkami. Charakterystycznym specjałem dla tego regionu jest również haggies (owcze podroby, wymieszane z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszyte i duszone w owczym żołądku). W smaku przypominają białą kaszankę.

Od Holyrood do Calton Hill

Idąc dalej Royal Mile dojdziemy do nowoczesnego budynku Szkockiego Parlamentu i Pałacu Holyrood – oficjalnej rezydencji brytyjskiej rodziny królewskiej w Szkocji. Jeśli nie przebywa w nim królowa, pałac można zwiedzać. Koszt to 16,50£ (albo 21,60£ za bilet łączony z wystawą poświęconą Leonardo da Vinci w galerii królewskiej). Nad pałacem góruje też najwyższy szczyt parku Holyrood, zwany Tronem Artura. Z góry roztacza się ponoć piękny widok na całe miasto, wędrówka jest jednak dość długa, konieczna jest więc sprzyjająca pogoda.

Zamiast wracać tą samą drogą, można skierować się w Calton Road. Po prawej stronie pojawi się pięknie położony, stary cmentarz – New  Calton Burial Ground. Na szczycie wznosi się Burns Monument – pomnik upamiętniający szkockich poetów. Z cmentarza roztacza się wspaniały widok na miasto i pałac Holyrood.

Naprzeciwko Burns Monument zobaczymy budynek Nowego Parlamentu, a idąc dalej dojdziemy do siedziby szkockiego rządu. W tym miejscu warto skręcić w prawo i rozpocząć krótką wspinaczkę na  Calton Hill. Jest to wzgórze nazywane Akropolem Północy i wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znajdują się tutaj m.in. National Monument of Scotland (pomnik mający upamiętniać Szkotów poległych w wojnach napoleońskich) czy obserwatorium miejskie z 1776 r. Bardzo silny wiatr i zacinający deszcz nie zachęcał mnie do dłuższego rozkoszowania się widokami, więc po kilku zdjęciach ruszyłam w drogę powrotną.

Edynburg dysponuje bardzo dobrą bazą noclegową. Ja zdecydowałam się na skorzystanie z Airbnb. Znalazłam bardzo przyjemny pokój w kamienicy położonej 20 minut spacerem od centrum. Jedna noc kosztowała tylko 23,10£.

Dzień drugi – HMY Britannia

Następnego dnia śniadanie zjadłam w Cafe Rouge. Ceny, jak na Wielką Brytanię, bardzo przystępne – za typowo szkocki posiłek zapłaciłam 6,95£. Niestety, pogoda dalej była niesprzyjająca. Rozpogodziło się, ale silny wiatr nie pozwolił na otwarcie zamku. Pojechałam więc do Ocean Terminal – centrum handlowego położonego w dawnych dokach na północy miasta (około 30 minut autobusem). Kryje ono jedną z ciekawszych, moim zdaniem, atrakcji Edynburga – Her Majesty’s Yacht Britannia, dawny jacht Królowej Elżbiety II, udostępniony obecnie do zwiedzania. Zaskoczyło mnie, że wchodzi się do niego z drugiego piętra centrum handlowego. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 17£. W cenie dostajemy audioprzewodnik (istnieje opcja ustawienia języka polskiego).

Statek ten przez 43 lata służył królowej za dom na wodzie, gościł mnóstwo najważniejszych osób na świecie, a także odbyli nim podróż poślubną książę Karol i księżna Diana. Możemy tu zobaczyć kabiny królowej i jej męża (z zaskakująco wąskimi łóżkami), salę jadalną, gabinet królowej, miejsca wypoczynku rodziny królewskiej, ale także pomieszczenia załogi, maszynownię, pralnię czy szpital. Ciekawą zabawą jest szukanie piesków corgi – maskotki porozstawiane są po całym statku. Na koniec można odebrać pamiątkową przypinkę i wziąć udział w losowaniu nagrody.

Na statku mieści się sklepik wyrabiający tradycyjne angielskie fudge – krówki o różnych smakach, których można spróbować za darmo. Ja skusiłam się na rumowo-rodzynkowe.

Po zwiedzeniu statku warto wstąpić jeszcze na chwilę do położonego zaraz obok The Living Memory Association. Jest to muzeum wspomnień. Znajduje się w nim masa sprzętów, zabawek i przedmiotów z minionych lat. Wszystkiego można dotykać, jest to też ciekawa atrakcja dla dzieci.

Okolice Princes Street

Zostało mi jeszcze trochę czasu przed powrotem do Londynu, przeszłam się więc Princes Street – jedną z głównych ulic handlowych. Najbardziej charakterystyczną atrakcją tej ulicy jest Scott Monument – pomnik upamiętniający Sir Waltera Scotta. Zaraz obok znajdują się The Royal Scottish Academy (z wystawą sztuki nowoczesnej) oraz National Gallery of Scotland. Wejścia do obu są bezpłatne.

Przy Princes Street położony jest również piękny park z masą pomników. Niestety, ze względu na pogodę został on zamknięty. Mnie interesowała jedna rzeźba, na szczęście dobrze widoczna z ulicy, upamiętniająca Misia Wojtka i polskich żołnierzy z czasów drugiej wojny światowej. Ten słynny niedźwiedź zmarł właśnie w zoo w Edynburgu w 1963 roku. W 2015 roku doczekał się swojego pomnika.

Idąc dalej Princes Street dojdziemy do dwóch kościołów – Św. Jana oraz parafialnego św. Cuthberta i do przyległego do nich cmentarza (malowniczo położonego pod wzgórzem zamkowym). Zaraz obok znajduje się przystanek Airlink 100, którym wrócimy na lotnisko, jest to więc dobry sposób na zakończenie zwiedzania.

Możliwość komentowania została wyłączona.